Czytam
sobie Tristana Tomasza Manna. A jestem świeżo po lekturze Choucas Nałkowskiej.
Akcja obu opowieści rozgrywa się na przedwiośniu, w górskim sanatorium. I
chociaż obie historie się od siebie różnią - narracją, językiem, klimatem -
miałam poczucie, jakby akcja rozgrywała się w tym samym miejscu, ot, przyjechał
do sanatorium kolejny turnus. I ubarwia sobie leczenie opowieściami z kategorii
kto z kim się bzyka, kiedy i dlaczego. Nałkowska prawdziwsza od Manna w tym, co
pisze, chociaż Mann miejscami nieco zabawniejszy. W WO jakiś czas temu ukazał
się artykuł o życiu erotycznym Nałkowskiej - przegapiłam. Może jeszcze go
odgrzebię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz