czwartek, 30 sierpnia 2012

Satysfakcja


Zaplanowałam pobudkę o 6:30, by przygotować się do pracy, kupić bilet miesięczny i zdążyć na pociąg, który odjeżdża z Grodziska Mazowieckiego o 7:39. Zadzwonił budzik. Wyłączyłam go po bożemu, natychmiast zapadając z powrotem w sen. Obudziłam się godzinę później, równo o 7:30. I chcecie to wierzcie, nie chcecie nie wierzcie, wyrobiłam się na ten pociąg, a nawet zdążyłam kupić bilet miesięczny. Po prostu wstałam, po żołniersku się ubrałam, złapałam torbę i wio. Pociąg co prawda opóźnił się, ale tylko o jakieś trzy minuty. Czułam się i wyglądałam jak wymiędlona reklamówka, ale przynajmniej zdążyłam do pracy, a po pracy, gdy już uświadomiłam sobie nie po raz pierwszy w życiu, jaka to frajda umyć zęby. Jak się okazało, zostawiłam otwartą szafkę z ubraniami, a weź wyjaśnij kotu, że otwarta szafka to nie zaproszenie do zabawy, a jej wnętrze to nie koci domek. I tak oto i ja i Filip odczuliśmy tego dnia coś w rodzaju satysfakcji. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz