Byłam przez ostatnie dwa dni bardzo pociągająca, bo się ubrałam
ostatnio jak na lato, a była jesień. To był dzień, w którym kot schował się do
wersalki. A dziś, mimo, że kot opalał się na parapecie, ciesząc okoliczną
gawiedź swoją zacną obecnością, ubrałam
się jak na jesień, co korespondowało z opuchniętą od gili górną wargą – bluzka
październikowa z długim rękawem, żakiet, kurtka, ciepłe majty i skarpety. Po
tym, jak się ludzie za mną oglądali na deptaku, zorientowałam się w przypływie
geniuszu, że coś jest nie tak z Justka funkcjonowaniem w społeczeństwie. Kobity
jakieś porozbierane, w sandałkach, w zwiewnych sukienkach, panowie w szortach.
Chciałam spytać, którędy nad morze, ale to nie za nimi się oglądano i to nie
ich wytykano palcami...Upaść tak nisko, by zacząć sprawdzać pogodę...zdradzić
swoje prawdziwe ja w imię niedorzecznych mieszczańskich przyzwyczajeń? W życiu.
Firma wyszła naprzeciw moim jesiennym oczekiwaniom, prezentując mi różowy
parasol, torbę na ziemniaki i breloczek, nie pełniący absolutnie żadnych
funkcji, nawet estetycznych, breloczek stworzony, by cieszyć J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz