czwartek, 30 sierpnia 2012

Justek-Guma



Udałam się na jogę w parku, chociaż kropiło. Wzięłam swoją matę - mam matę -i poszłam. Nie wiedziałam, w którym konkretnie miejscu będą ćwiczenia, na szczęście znalazłam od razu. Grupka ludzi z matami w ręku stłoczona pod rozłożystym klonem wyglądała nader charakterystycznie. Dołączyłam do nich zatem, zwłaszcza, że coraz ciemniejsze chmury zbierały się nad parkiem i deszcz już nie kropił, a padał. Miało to swój urok integracyjny. Same kobity. Poczekałyśmy na jakiś znak, gołębicę z gałązką oliwną albo chociaż promień słońca nad Grodziskiem Mazowieckim. No i rozjaśniło się nieco. Rozłożyłyśmy się na glebie i niezrażone warunkami  atmosferycznymi zabrałyśmy się za wywijanie nogami. Przyjechały dwie dziennikarki aż Pruszkowa, bez strojów sportowych i mat, niezrażone rozłożyły kurtki na ziemi i dały czadu w swoich jeansach. Przyszły prawie same uczennice instruktorki i trochę mina mi zrzedła, gdy w związku z tym padł pomysł, by urządzić sesję dla zaawansowanych. Na szczęście na pogróżkach się skończyło. Pani instruktorka okazała się miła i rozciągliwa jak guma. Ja też byłam jak guma, tylko taka skurczona i stwardniała na mrozie . Bezzębne staruszki musiałyby latami memłać taką gumę, żeby zrobić z niej balona. Ale dałam radę. Trochę mi się tylko prawa ręka z lewą nogą myliła, a jak trzeba było zwinąć się w supeł i stanąć na samych rękach, to poprzestałam na leżeniu plackiem. Grunt, że trzymałam fason. Dwóch chłopców na rowerach przystanęło na pobliskiej górce, co by się z nas trochę pośmiać, pomachałam im, ale nie odmachali.

Po ćwiczeniach przyjechał uroczy chłopczyk z dredami i rozdawał ciastka makrobiotyczne, z mąki orkiszowej, z miodem i ziarnami. Pyszne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz