wtorek, 27 sierpnia 2013

Justek w Klinice Odchudzania


Wracał Justek do domu z pracy, ciesząc się z sukcesu podpisania kolejnej Umowy na okres trzech miesięcy i wspominał stare dobre czasy, kiedy jeszcze coś znaczył na kapryśnym rynku i w związku z tym zapraszany był na tzw. rozmowy. A teraz śle aplikację swoją Justek, śle, a telefon milczy. Głupio tak nie odbierać telefonów w sprawie pracy.
Jakież było zatem zdziwienie Justka, gdy wróciwszy do domu z tofu od zakochanego Wietnamczyka, skonstatował fakt, iż ktoś do niego dzwonił i to z numeru, którego Justek nie zna. Było już po dobranocce, musowo jakiś znajomy zadzwonił z komórki szwagra i zaprasza na wódkę. Oddzwonił zatem Justek, bo grzeczny chłopak i wódki nie odmawia, a tam jakaś pani odebrała i pyta, czy Justek chce dla niej pracować w Klinice Odchudzania na stanowisku recepcjonistki. Justał dał się zaprosić na rozmowę. Dawno nie był.
Włączył sobie od razu kompa, co by obejrzeć klinikę, reklamuje ją film ze znaną celebrytką F. Celebrytka ta zasłynęła w jednym reality show igraszkami w jaccusi, a klinice tej płucze sobie jelita. Jeszcze inne słynne panie robią tam to i owo. Nazwisk Justek nie zna, ale silikonowe cycki kojaży z Pudelka. Ubrał się nazajutrz w marynarkę i pojechał. Dobrze, że kończy pracę o 15, wolnego brać nie musiał.

Oprócz Justka stawiły się również dwie inne panie, w tym jedna kandydatka, a druga stara wyga zatrudniona od całych dwóch miesięcy (rotacja tam wściekła). Była też pani dyrektor personalna. Justek bał się trochę o swój angielski, ale okazało się, że panie miały gigantyczny problem przede wszystkim z językiem ojczystym. Justek nie pasuje do zespołu :-(. A tak chciał poznać F.
Dwie godziny Justek testy wypełniał, te same co zwykle, z tymi samymi błędami ortograficznymi, bawiąc się przy tym przednie. Śpiący był trochę. Miał nadzieję, że go kawą poczęstują, jak to bywa na takich rozmowach, ale okazało się, że w klinice jest zakazana (sic!). Dali mu za to ziółek na przeczyszczenie i Justek poczuł się prawie jak F. Płaca w takich przybytkach równie marna jak praca sześć dni w tygodniu do 22. I nie ma absztyfikantów. Ale to pierwszy etap. Będą jeszcze trzy. Szukają Królowej. Justek pojechał dla sportu. Dawno nie był na rozmowie. No i miał nadzieję, że spotka F.

(Bez)robotny Justek



Znów nad Justkiem zawisło widmo bezrobocia. Umowa na zastępstwo mu się zaraz kończy. Koledzy, go nastraszyli, że mu nie przedłużą. Korporacja przeprowadza reorganizację, tym uroczym eufemizmem określając zwolnienia grupowe. Zestresował się chłopak, w końcu ma kota na utrzymaniu, a kot lubi zjeść. Na początek zwolnili prawie całą kadrę zarządzającą, niskiego, średniego i wyższego szczebla, zostawiając klakierów i "partyjnych", a teraz na początek szykują 200 wypowiedzeń dla szaraków (ploty takie). W takiej sytuacji nie utworzą nowego stanowiska. A o tym, czy Justek dostanie kolejną umowę na zastępstwo na 3 miesiące miał dowiedzieć się w wyznaczonym dniu o godzinie W. W korporacjach przeprowadza się takie rozmowy w następujący sposób: Jeśli odpowiedź jest na TAK, mówią TAK, jeśli odpowiedź na NIE, mówią „Jeszcze nie wiemy”. Zwalniają ostatniego dnia pracy, co byś się do końca starał, a nie siedział na Pudelku i oglądał ciężarne gwiazdy.

Justek stawił się u szefa o godzinie W i usłyszał: „Jeszcze nie wiemy”. Myślał, że zejdzie na zawał. W domu czekał nieświadomy zagrożenia życiowego kot Filip.

A musicie wiedzieć, że Justek ma najbardziej bezstresową pracę ze wszystkich prac, jakie miał w życiu. Co prawda praca ta wymaga umysłowości małży i kwalifikacji meduzy, ale to nic w porównaniu z relaksem, w jaki wprawia. Przepraszam, że to powiem, ale to powiem: Jednego dnia, Justek mając słuchawki na uszach "obejrzał" na youtube w pracy "Akademię Pana Kleksa", nie przestając przy okazji wypełniać obowiązków (takiego skupienia wymagają). Ludzi ma przefajnych, szefa zajebistego (są tacy), niestety umowa kończy się z ostatnim dniem sierpnia i marne miał szanse na przedłużenie, mimo, że robił 150% normy.

Nazajutrz dowiedział się Justek, że jednak zostaje, wrócił do domu i wycałował kota. Szef też zostaje, a zwolnili kierowniczkę, której nikt nie lubi, a która miała zostać docelowo Justka kierowniczką.



Historia się zatem zakończyła jak w bajce :-)

sobota, 17 sierpnia 2013

U Jagody






Na wystawie rękodzieła








Justek umiera (prawie)



Fala upałów tradycyjnie doprowadziła Justka do gorączki. Drogi zamieniły się w strumienie wrzącego asfaltu, ziemia wyschła do cna, mężczyźni obnażyli nagie torsy, panie w środkach komunikacji miejskiej zaczęły pachy wycierać chusteczką, a Justek trząsł się jak w febrze. Z nosa mu znowu ciekło niemiłosiernie, kichał jak szalony, strach wzbudzając w kocie, ledwo na oczy widział. Aż z firmy wybiegł w środku dnia roboczego, w poszukiwaniu apteki, co by sobie kupić preparat ograniczający produkcję gila, wzbudzając u przechodniów konsternację żakietem ciepłym przy temperaturze powietrza 48 stopni w cieniu. Nie mógł Justek znaleźć apteki, krążył wśród biurowców jak oparzony, z nosa mu się lało, ledwo na nogach się trzymał, słowem koniec był bliski. Znalazł Justek aptekę, nabył pastylki, odmawiając zakupu dezodorantu w promocyjnej cenie oraz odrzuciwszy kuszącą propozycję założenia karty stałego klienta. Czego odmówił na stacji benzynowej kupując chusteczki, Justek nie pamięta, możliwe, że hot-doga. Nie wdając się w nieistotne szczegóły, Justek podejrzewa, że w obu tych przybytkach zawisła podobizna Justka z napisem: Tej pani nie obsługujemy.
                W stanie paroksymiczno-delirycznym dopełzł Justek do biura, gdzie ledwo dożył końca dnia.  Połknięta tabletka nie pomogła w czasie obiecanym w ulotce, zażył zatem Justek kolejną. Osłabiony organizm zareagował na podwójną dawkę pseudoefedryny poprawnie, zakręcając kran w nosie i wprowadzając Justka w błogi nastrój. Wesolutki pobiegł na szkolenie, które mimo, że indywidualne prawie na nic się nie zdało, ale nie o to przecież w życiu chodzi, że coś czasem nie wychodzi. Starał się Justek nie zamykać oczu zbyt często i głupkowato się nie uśmiechać (te współczesne wynalazki farmaceutyczne). Po szkoleniu natychmiast przystąpił do nowych działań, czy zrealizował jej poprawnie czy niepoprawnie, Justek nie pamięta.
                Nazajutrz Justek naćpany jak ta lala przyjechał do firmy w doskonałym nastroju. Już nie kichał, ale za to się rozkaszlał. A musicie wiedzieć, że Justek kaszle jak stary dziadyga,  zapamiętale, jakby miał płuca własne wypluć, głośno jak przepalony gruźlik. Słyszy wówczas od gawiedzi, że ma astmę, zapalenie płuc, chore oskrzela, gruźlicę ze wścieklicą, krztusiec, półpasiec, raka krtani.
                Zadzwonił do lekarza. Nie badał się od pięciu lat. Stwierdził, że nadeszła na to pora. Jak tylko przekroczył drzwi gabinetu, minęły mu wszystkie objawy i poczuł się jak ostatni symulant. Pani obejrzała gardło - czyste, osłuchała płuca - czyste, zajrzała do nosa - nic w nim nie znalazła. Dała skierowania na badania z informacją, że jak Justek chce, to może z wynikami wrócić. A tonem to powiedziała dającym do zrozumienia, że widzą się ostatni raz. Przy okazji Justek skonsultował się z nią w sprawie raka piersi, z którym zmaga się już od ponad dwóch lat, co by się dowiedzieć, że to zwykła krosta, z tych, które można u kosmetyczki wycisnąć.
                Pokrzepiony tą informacją Justek nazajutrz siknął, krew oddał i się prześwietlił. Wytłumaczył kolegom, że jest zdrów jak ryba, pani w kitlu tak powiedziała, rozkaszlawszy się tak zapamiętale, że aż opluł połowę ołpenspejsu. Że to nowotwór złośliwy, nie było wątpliwości.
                Dwa dni Justek przeżywał rychłą śmierć swoją w tragicznych okolicznościach. W wyobraźni żegnał się z kotem tak rzewnie, że aż się wzruszył i zapłakał. Wyniki jak zwykle ma wzorcowe. Wszystkiego w sam raz, odczyn moczu zasadowy, poziom złego cholesterolu poniżej normy. Przestał się Justek zastanawiać komu oddać kota na wypadek śmierci.

Stefan


Po pięciu latach nieobecności w życiu Justka nieoczekiwanie odezwał się Stefan. Stefan to była dziewczyna byłego współlokatora Justka - Kociego. Pogadały na fejsbuku. Okazało się, że Stefan przebywający zagramanicą nic a nic nie wie. Nie wie, że Koci się żeni, ani z kim się bzyka Szpajzer, ile dzieci ma Dąbroszczak, kto jest z kim w ciąży, i takie tam inne, niezbędne, co by się odnaleźć w normalnym życiu.
Stefan mieszka w Austrii. Zaproponował wódkę. Justek zapytał, czy pozwoli Justkowi na to małe dziwactwo nieopowiadania o sobie. Stefan również poprosił o zwolnienie ze składania zeznań. Dobrze, że tylu jest znajomych do obgadania. Nie masz nic dobrego do powiedzenia o bliźnich, to siadaj koło mnie ;-). Na wszelki wypadek zaprosiły też A. A zawsze chętna do opowiadania o sobie.
Stefan wymiękł w ostatniej chwili, wracając do Austrii. A nie nawaliła, przywożąc butelkę ginu i bukiet gerberów. Zrobiły z Justekim sałatkę grecką oraz makaron w sosie indyjskim, najadły się i poszły chlać na balkonie. Potem poszły na spacer, trzymając się za ręce. A żona mężowi i matka dzieciom wypiła trzy razy więcej, zadając kłam plotkom, że to z Justka ostatni pijak. Justek dba o szacunek w oczach kota.

Nazajutrz wypiły kawkę i udały się skacowane na wycieczkę do Milanówka, włamując się na czyjąś działkę, by obejrzeć z zewnątrz ruiny wspaniałej, przedwojennej willi, pijąc kawkę w sympatycznej kawiarence na Dworcu PKP, zwiedzając aleję dębową i kończąc w pizzerii na obiedzie. Tradycyjnie obgadały wszystkich. I pokłóciły się tylko dwa razy. Fajnie było :-)

Wesołe jest życie staruszka

Ten dzień nastąpił. Dziś młody człowiek w tramwaju ustąpił Justkowi miejsca. Justek sądził, że to się wydarzy najwcześniej za 45 lat, ale co tam. Skorzystał, bowiem mało awanturujący się jest. No i trzeba się starzeć z godnością J.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Mała czarodziejka


Justka odwiedziły w Grodzisku Mazowieckim dwie czarodziejki. Jedna duża, druga mała. Z myślą o tej małej - i w ogóle, żeby się popisać, że go stać - Justek kupił wszystko, co maleńkie: jajeczka przepiórcze, pomidorki winogronowe, ogóreczki gruntowe, małe rzodkieweczki, roszponkę, cebulkę szalotkę, cienką bułeczkę, makaron w kształcie kokardek i malutki czosneczek, a dla siebie i dużej czarodziejki piwo jabłkowe z maleńką zawartością alkoholu. Bułeczkę podpiekł w piekarniku i zrobił małe kanapeczki, z których Mała Czarodziejka skosztowała jedynie pastereczki z przepiórczych jajeczek, dzięki czemu zostało więcej dla większych. 
Justek pokazał swoje mieszkanko, niesprzątane od tygodnia, bowiem dzień poprzedni spędził Justek na plenerze na Stegnach z dwiema J. Gość w dom, przeproś za bałagan. Nie to, że brudne majtki po podłodze się walały, ale czuł Justek jakiś taki mieszczański dyskomfort. Pokazał swoje mieszkanko urządzone z przepychem meblami z dyskontu i ze śmietnika, luksusowy taras, ekstrawagancki przedpokój, łazienkę z dizajerskimi ręcznikami, wannę, a pod wanną kota Filipa. Wyjął go Justek na trochę, co by go pomęczyć wspólnie z gośćmi, ale ci okazali się jeszcze bardziej przerażeni tym spotkaniem od samego sierściucha.

                Bardzo brzydkie słowo wypsnęło się z ust Justka tylko trzy razy, za każdym razem przeprosił. W końcu jest z niego psychopedagog, a to zobowiązuje.
Na obiad podał Justek kokardki z sosem z szalotki i pomidorów oraz roszponkę. Mała czarodziejka skosztowała jedynie kokardek, dzięki czemu zostało więcej dla większych. :-)
                Panie trochę poplotkowały, po czym udały się na spacer. Justek pokazał im wypasiony plac zabaw z elegancką toaletą oraz fontannę, odprowadził na dworzec, w międzyczasie doznając ataku kataru tak silnego, że - cytując ciocię Stasię - sikał nosem. Ala zapytała o katar sienny, Justek nie zaprzeczył, bowiem ciecz wylewająca się nosa, zatopiła aparat nosowo-gardłowy, jak też zwoje mózgowe. W pięć minut wysmarkał Justek całą paczkę chusteczek.


                Pociąg nadjechał, udał się Justek do domu, uświadamiając sobie po drodze, że przecież nie cierpi i nigdy nie cierpiał na żadne uczulenia. Zrozumiał, że to przeziębienie jest zwykłe (chociaż nazwa mało adekwatna biorąc pod uwagę oszałamiające upały). Justek urodzony w styczniu, w tęgie mrozy, ma uroczy zwyczaj przeziębiać się w największe upały, a że zdrowy chłopak, na drugi dzień bywa już prawie zdrowy. Kiedy dotarł do domu, rzuciwszy się w objęcia stęsknionego kota, ledwo się trzymał na nogach i targały nim dreszcze. Położył się biedak do łóżka, zapuścił Ally McBeal i z szydełkiem w ręku modlił się o zdrowie. Bozia miała go w swojej opiece, kiedy jeszcze przebywał w towarzystwie koleżanek i nie wpadł na chory pomysł, by powiedzieć, że jest chory. Przyznać się w towarzystwie matki z dzieckiem do choroby, to jak okręcić szyję szalikiem Widzewa  Łódź i odwiedzić Żyletę Stadionu Legii Warszawa. Wybacz Alu, to nie było celowe. To była chwilowa niepoczytalność.
               

Plener trzech J



Justek, Jagoda i Jola spotkały się w niedzielę, co by trochę pomalować. Justek w rozkwicie PMS. W autobusie pośpiesznym, który jechał 10 minut zdążył się popłakać trzy razy i dwa razy prawie wywołać bójkę. Bo tak!
Cieszył się na malowanie i na wyżerkę, Justek na letniej diecie pogrubiającej. Dziewczyny zaczęły od dyskusji na tematy życiowe, Justek w PMS cały się zaperzył, dobrze, że było wino. Jagoda spędziła 23 lata w nowym Jorku, Justek pięć lat w Grodzisku Mazowieckim, to prawie to samo.


Malować poszły pod blok, Justek namalował drzewo, z którego nie był zadowolony. Oddał drzewo Jagodzie, w zamian otrzymał dwie brytfanki do pieczenia chleba i cenną radę odnośnie farbowania włosów. Suma sumarum udany dzień :-).