poniedziałek, 29 października 2012

Słońce jednak wzeszło, jak zawsze wchodzi...


Jesień


Jabłuszka





Jak się schowam....


W Pancię wstąpiła Perfekcyjna Pani Domu. Jak się skutecznie schowam, to nie zagoni mnie do sprzątania.

 I będę mógł się powylegiwać...:-)






Trzy oblicza tej samej sprawy




Czas kalesony zakładać.



 Jeszcze nie tak dawno Justek bez kurtki biegał, a tu czas kalesony zakładać.



Jeszcze nie tak dawno Justek bez kurtki biegał, a tu czas kalesony zakładać.

Justek gwałciciel



Justek zgwałcił swojego wydawcę. Właściwie nie wydawcę, który jest stary, gruby i brzydki, a jego asystenta, który może gruby i brzydki (nie wiem, nie widziałam), ale sądząc po głosie niestary. Efekt tego taki, że pan Wydawca nie tylko zapłacił, ale i poprosił o wybaczenie. A że Justek stary mściwiec - nie wybaczył.

Wcale nie wsadziłem mordki w Twoje kwiatki



Jeśli ktoś myśli, że życie pod jednym dachem z Filipem to czysta sielanka, ten jest w mylnym błędzie. Czego to nie potrafi wyczyniać nasz Filip o kocim rozumku! Potrafi włamać się do szafki i urządzić w niej koci domek, oblepiając swoją sierścią każdy zakamarek. Wie, w jaki sposób włamać się do szkatułki z biżuterią, by wyjąć z niej kolczyki i schować je pod wanną. Troszczy się o swoją pańcie, przynosząc jej małe jabłka do łóżka, choć z drugiej strony, podbiera jej pieniążki. Potrafi o drugiej w nocy wdrapać się na półkę w kuchni, wsadzić łapę do pojemnika, wyjąć z niego pestkę awokado i urządzić w przedpokoju Mistrzostwa Świata. Potrafi rozciągnąć się jak długi, by stojąc na tylnych łapkach, przednimi eksplorować blat biurka. Pozostawione przez pańcię nieopatrznie skarpetki na fotelu znikają w dziwnych okolicznościach, jak też gumki do włosów  z komody czy nici dentystyczne z łazienkowej półki. Uwielbia wskoczyć do wanny, nacieszyć się jej mokrym dnem, po czym zostawić ślady łapek w najmniej spodziewanych miejscach. Pańcia palec podnosi, co by pogrozić kotu w tonie wychowawczym , a ten myśli, że chce z nim piątkę przybić, podnosi łapkę i przybija. Ale to jeszcze pikuś.
To, że nauczył się jakiś czas temu płakać i wyje przy lada okazji, to także fraszka, a płacze bo zły, bo znudzony albo tak sobie, dla sportu, o trzeciej nad ranem. Pańcia woła: Cicho bądź ty kocmołuchu!, ale sierściuch przyjmuje komunikat za dobrą monetę, wyraz aprobaty i zaproszenie do dalszej dyskusji. Wyje w kozie i poza kozą.
Kilka dni temu Justek o mało co nie spóźnił się do pracy. Uchylił na chwilę drzwi balkonu, by wpadło nieco do domu  powietrza i słońca. Sierściuch wyskoczył na dwór jak wpuszczony z procy kasztan i sprawnym susem przetransportował się na balkon sąsiedzki. A tu już hulaj dusza, piekła nie ma...Ciuchcia się zbliża do Grodziska, Justek prawie spóźniony. Groźby i prośby, prośby i groźby...Szaleństwo. Kot się ulokował w najciemniejszym koncie i zadowolony z siebie wpatrywał się w pańcię niewzruszony jej spazmami. W końcu dał się przekupić, dzięki szybkiej Justka kontrreakcji na kocią obojętność, Justek zdążył na pociąg, Justek to w ogóle w czepku urodzony.

Nazajutrz wsadził mordkę w Justka kwiatki i twierdził, że to wcale nie on.
                Kilka dni później Justek wraca do domu w godzinach późnowieczornych pociągiem z kibolami. Kibole sympatyczni i uchachani po meczu Polska-Anglia, tym co się nie odbył z powodu małego nieporozumienia związanego z dachem( "Jakbym został w domu i skrobał marchewkę, to by przynajmniej żona nie był wku*wiona, a tak żona wku*wiona, ja wku*wiony...ech...") Na Zachodnim wysiedli, co by się przesiąść w pośpieszne, zmierzające w ich zakątki kraju, a Justek otumaniony ciszą, jaka zaległa wsłuchał się w deszcz ( w istocie Justek za głuchy, by jadąc pociągiem, wsłuchiwać się w deszcz, ale tak jakoś poetycko mi się napisało). W domu kot, jak już się przywitał, uderzył w ryk. Chyba chciał na klatkę schodową, której ostatnimi czasy unika po konfrontacji z różnymi starszymi paniami (panie są urocze, ale głośno mówią i stukają laskami, żadna go nie chciała- na razie - przerobić na pasztet). Justek włączył sobie komputerek i zatonął w odmętach internetu. Godzinę później, a było grubo po północy, zaniepokoiła go obca temu mieszkaniu ostatnimi czasy, głęboka cisza...I wtedy przypomniał sobie Justek, że wyrzucił swojego kiciusia rozkosznie za drzwi. Wyszedł zatem na klatkę schodową w poszukiwaniu sierściucha., ale tam go nie zastał...Otwarte na oścież drzwi frontowe nie pozostawiły wątpliwości co do celu wędrówki Filipa. Bambaryła na szczęście daleko nie polazła, deszcz padał, zimno się zrobiło, poza tym delikutaśnik nie przywykł do takich wycieczek. Siedział pod jednym z samochodów, ale stanowczo odmówił powrotu do domu. Ktokolwiek z mieszkańców naszego bloku stanął w oknie około pierwszej - drugiej w nocy, mógł zobaczyć młodą sąsiadkę, jak ugania się przez pół godziny za oszalałym ze szczęścia kotem, zagląda pod samochody i za śmietnik, i woła, woła, woła. Tym razem  kot nie dał się nawet przekupić, na szczęście popełnił ten błąd strategiczny, iż wlazł na drzewo, a stamtąd go Justek ściągnął w trymiga i zaniósł białą, mokrą kulkę, wymachującą na wszystkie strony łapami i nijak nie potrafiącą pojąć swoim kocim rozumkiem, jak człowiek przy swoim geniuszu potrafi zepsuć taką fajową zabawę?

Jak Justek mięso kupował


Justek udał się dzisiaj do sklepu spożywczego, mieszczącego się na parterze bloku, w którym Justek mieszka, zamiarem zakupu kilku wiktuałów, takich jak mleko, płatki owsiane, sok. Stanął przed kasą, tuż obok lady chłodniczej z ekspozycją różnego rodzaju wędlin i mięs.
- To wszystko? - spytała pani ekspedientka.
- Jeszcze pierś z kurczaka poproszę, najmniejszą z najmniejszych, dla kota.
                Justek od lat nie je mięsa, czuł się jak dziwka w kościele, ale czego się nie robi w imię miłości. Pojęcia Justek nie miał, że to takie wielkie i składa się z dwóch części. No proszę, jak pouczająca może się okazać wizyta w spożywczaku. Na dźwięk słowa "kot" Pani szukała małego kawałka z zapałem, jaki można porównać jedynie do zaangażowania, jakie cechuje narkomana na głodze przeszukującego szufladę z nadzieją na odnalezienie zachomikowanej działki. Tylne drzwi sklepu wychodzą na Justkową klatkę i Justek nie raz nakrył tam panie ekspedientki jak po kryjomu a może jawnie kurzą fajki i wchodzą w dyskurs z przedstawicielem handlowym tudzież panem dostawcą. I panie te czują wielki sentyment do Filipa, odkąd goniły go po schodach, w górę i w dół, by go złapać i wyrzucić na dwór. Ale to było dawno, teraz wszyscy wiedzą, że to kot domowy , a nie jeden z tej czeredy podwórkowych gałganów. Pani zaproponowała, że sprzeda Justkowi połówkę piersi. Przyjął jej sugestię z wielkim entuzjazmem, zapakował kurzego cyca do torberki i raźno pomaszerował do domu. Wszyscy kochają Filipa :-).

Zielono mi :-)



Grzyby



Justek miał dzisiaj wychodne, więc złapał za torberkę i pojechał na wieś do rodziny znajomych oszołomów. Cały dowcip polega na tym, że wieś ta leży niedaleko Grodziska, ale, że nie ma żadnego dojazdu dla osób niezmotoryzowanych, Justek zmuszony był przyjechać do stolicy, wsiąść w metro, pojechać na Młociny, poczekać prawie  godzinę na autobus, urozmaicając sobie ten czas lekturą Zwierciadła, spacerkiem wokół parkingu i wizytą w sklepie spożywczym Żabka, a następnie jechać przez wiochy i wioseczki, dać się porwać kierowcy  (pani się nie martwi, będzie wracać, to pani wysiądzie...) snuć się przez droża i bezdroża i wylądować w końcu willi pełnej szczurów (dwa), psów (jeden), ryb (trzy)i ludziów (czterech). Tam Justka nakarmili, upili i zabrali na grzyby. I mimo, że już się ściemniało udało się Justkowi znaleźć garść podgrzybków. A potem zrobiło się tak ciemno, że Justek o mało co się nie zgubił (i tak Justek wniósł do swego bloga element grozy). Dużo więcej i dużo większych grzybów nazbierali na sąsiadującej z ich willą działce, co tylko obrazuje na jakiej wsi im przyszło mieszkać ;-p.



Po powrocie z lasu znowu Justka nakarmili ( wiejskie jajeczka kupione w stolicy na Wolumenie, duszone koźlaki i ziemniaczki :-)) oraz hojnie napoili (zaczął Justek od wiśnióweczki, dalej coś z czymś, ale nie pamięta konkretnie co z czym, co dobrze o popitach świadczy) i rozpoczęły się tańce i zabawy. Z zabaw najgłębiej w pamięć zapadł Justkowi motyw chowanego, w czym wziął udział z Małą I. Przy czym Justek miał ułatwione zadanie, bo Mała I  chowała się dokładnie w tym samym miejscu, w którym przed chwilą znalazła Justka. Naśladownictwo, jak wiemy, najwyższą formą uwielbienia :-D. Do dnia owego, Justek nie przypuszczał, że jest aż tak filigranowy, Mała I z zapałem i determinacją szukała go bowiem w Justkowej torberce. I nie wierzyła Swojej mamie tłumaczącej, że Justek nawet przy najlepszych chęciach się do swojej torberki nie schowa. Dzieci i tatusiowie poszli spać, zatem mamusie mogły się rozsiąść na kanapie i poplotkować, a ploty były takie, że aż wióry leciały!
Nazajutrz Justek obudził się jakiś nie swój. I nie obudził się na skutek dźwięku budzika, nastawionego dzień wcześniej, tylko delikatnej sugestii PP:
- Czy nie powinnaś Justynko już wstawać?
                Justek spojrzał na zegarek i wyskoczył z łóżka jak oparzony. A może się wyczołgał? Sam nie wie. Grunt, że nie znajdował się w łóżku sam. Obok, na poduszce rozwalona jak w żydowskiej herbaciarni leżała pluszowa żaba. Justek sam tę żabę niegdyś pod ten dach sprowadził, miała wówczas na sobie kubraczek, a z kubraczka wystawały skrzydła. Teraz żaba leżała obok Justka zupełnie na golasa. Oj Justek, Justek ty pijaku... Ale nie był to czas na łzy czy w gorączkowej atmosferze dokonywaną rekonstrukcję faktów. Za pięć minut odjeżdżał autobus do miasta. Justek pognał do łazienki, ubrał się niczym w ukropie i pognał z wywieszonym jęzorem na wiejski przystanek. Na próżno! Następny autobus miał odjechać dopiero za godzinę. Wrócił zatem Justek z nosem spuszczonym na kwintę. Nie nastawił budzika, pijak jeden i ponosił teraz tego konsekwencje. Pamiętajcie młodzieży! Alkohol wasz wróg. Miało to swoje mocne strony. Napił się kawki, zjadł kanapkę, a na kolejny autobus został odprowadzony przez A. I mógł usłyszeć na ganku, gdzie zakładał buty:
- Ciociu, ciociu, a kiedy przyjedziesz z kotem?

Piecuch

 Czasy się zmieniają i technologie, a piecuch zawsze pozostaje piecuchem...

Aj łisz ju ol de best bejbe



Justek siedzi sobie o późnych godzinach wieczornych na dworcu PKP w Grodzisku Mazowieckim. Co tam robi, Justka sprawa. Grunt, że nagle pojawia się dwóch pijaczków. Jeden szturcha drugiego i mówi: patrz, dziewczyna! I podchodzi do Justka, co Justek rejestruje kątem oka, bo nos ma zatopiony w ważnych papierach. I co powie za chwilę pijaczek? Kopsnij szluga, mała? Pieniądze albo życie? Którędy do Bożeny? O nie, moi drodzy, on mówi:
- Aj łisz ju ol de best bejbe.
Justek wyjmuje nos z papierów, chce powiedzieć dzienki, ale pijaczka już nie ma. Anioł Stróż niejedno ma oblicze.

Tylko piniendze i piniendze



Otrzymał jakiś czas temu Justek na numer służbowego darmofonu sms z informacją, iż Wróż Maciej zdradzi mu przyszłość w jednym z wybranych obszarów: miłość, pieniądze, zdrowie.
Nie mógł rzecz jasna odpowiedzieć, bo firma perfidnie w ramach kontroli kosztów odcięła pracownikom dostęp do numerów premium. Ale Justek nie w ciemię bity, ma jeszcze prywatny telefon. O co zapytał nasz mały materialista? Oczywiście, że o piniendze.
I otrzymałam następującą odpowiedź: Trzeba wykonać magiczny rytuał. Pomysłowy Wróż zaproponował, że wyjaśni Justkowi szczegółowo na czym rzecz polega i zdaje się, że wpadł na koncept, by każdy ze składników rytuału opisać oddzielnym smsem za 3.69. Na szczęście Justek znał szczegóły rytuału, zwanego też Magią Dostatku i miał również wszystkie potrzebne składniki: sól symbolizującą żywioł ziemi, zieloną świeczkę symbolizującą żywioł ognia, kadzidełko symbolizujące żywioł powietrza i  kryształowy kieliszek z wodą, jak również agat muszlowy, biały obrusik i nasiona bazylii. Z tym ostatnim składnikiem największy był problem, za cholerę bowiem Justek nie mógł sobie przypomnieć, gdzie go zachomikował. Przeszukał szuflady i szafki kuchenne, pawlacz i skrytki w przedpokoju, niezliczoną ilość pudeł, pudełek i pudełeczek. W gromadzeniu Justek jest lepszy niż syberyjska wiewiórka. Potrafi magazynować drobiazgi metodą matrioszki: duże pudło kryje mniejsze pudełka, skrywające pudełeczka i puzderka, mieszczące w swoim wnętrzu koperty z posegregowanymi tematycznie zawartościami. Inwentaryzacja tych dóbr nieprzeliczonych- przy wielkim współudziale i emocjonalnym zaangażowaniu kota - nie przyniosła spodziewanego efektu, Justek nie znalazł saszetki z nasionami. Już miał się poddać, ale w pamięci zachował bezowocne poszukiwania zasilacza do netbooka, który pewnego radosnego dnia wyłonił swoje plastikowe oblicze z gąszcza skarpetek w koszu na pranie. Szukał zatem Justek intensywnie, bowiem łasy na piniendze.

Zbliżała się już północ, gdy przypomniał sobie jeszcze o jednym sekretnym pudełku, fioletowym, ozdobionym wizerunkiem baletnicy, między pudełkiem z biżuterią a pudełkiem z listami. I tak Justek tuż przed północą odprawił swoje czary. To musiała być ta noc, gdyż rytuały magiczne odprawia się zgodnie z kalendarzem księżycowym. I Justek musiałby miesiąc czekać, by piniendze same spadły mu z nieba.

Filipa i Pelagii



Jedzie sobie rano Justek pociągiem do pracy i co widzi na wyświetlaczu? Imieniny Filipa i Pelagii.
Ostatnim razem wzruszył się tak bardzo w dzieciństwie wczesnym, gdy spiker zakomunikował z okienka czarnobiałego telewizora, że 14 kwietnia urodziny Justyny i Waleriana. Walerian stał się odtąd dla Justka kimś w rodzaju kolegi od serca, oddanego druha, bratniej duszy.
Justek wyjmuje z torby "Wielkie Nadzieje" Dickensa i na jaki fragment natrafia? Otóż taki, z którego wynikało, że Filip to nieskończenie głupie imię. Nie przytoczy teraz dokładnie Justek tego fragmentu, książkę bowiem oddał do biblioteki, ale wydźwięk był mniej więcej taki.
Nie omieszkał Justek oczywiście tego samego dnia wieczorem przeczytać wspomnianego fragmentu Filipowi, a ponieważ jest to kot o żywym umyśle, błyskotliwej inteligencji, niezwykłej erudycji, wybornym smaku i nieskazitelnych manierach, przyjął go z wielkim zadowoleniem, zapadając w rozkoszną drzemkę.