czwartek, 30 sierpnia 2012

Grodziskie Eldorado


            Spędziłam trzy urocze dni z A. Przyjechała do Grodziska, jak zwykle nim zachwycona.
Pod wpływem cudownej diety zleconej przez nie mniej cudowną panią dietetyk, inkasującą 100 zł za wizytę, A wyraźnie zeszczuplała, dumnie prężąc skurczony do rozmiarów orzeszka tyłeczek. Dziś się nie odchudzam – zapowiedziała – odsuwając na bok chrupki o wyglądzie, zapachu i smaku (domniemam) króliczych bobków oraz fioletową barwinkę do wody. Zjadła ¾ mojego obiadu i sprzedała smakowite plotki. Wypiłyśmy wino z Biedronki i ruszyłyśmy na miasto, wcześniej zrobiwszy się na bóstwa ,chociaż akurat my nie musiałyśmy ;-p.
            Najpierw zachwycone obeszłyśmy Park Skarbków, gdzie podziwiałyśmy miejscową florę i faunę i  podziwiałyśmy młodych hiphopowców ścigających się w spontanicznej improwizacji słownej ( Tu wielki ukłon dla chłopca z plecakiem), wypróbowałyśmy siłownię wraz z parą przemiłych staruszków oraz przetestowałyśmy plac zabaw. A, jako wielokrotna matka, z wielkim podziwem odniosła się do zastanych tam zabawek i  rozwiązań konstrukcyjnych, a wie kobieta, co mówi – doskonale zna topografię Warszawy pod kątem rozrywek skierowanych do grupy wiekowej 2-6. Gdy już trochę wytrzeźwiałyśmy i nacieszyłyśmy się florą i fauną, udałyśmy się do domu po kolejną butelkę wina. Tę przelałyśmy do plastikowej butelki po wodzie i skonsumowałyśmy po niebem gwiazdami upstrzonym, wpatrując się w fontannę Stawów Goliana. Nawet uniknęłyśmy towarzystwa miejscowej młodzieży (młodzież przyszłością narodu), dzięki czemu w ciszy i w atmosferze skupienia omówiłyśmy głęboko nas nurtujące cudze problemy.

Następnego dnia, udałyśmy się rankiem na targ, gdzie A zakupiła kilkanaście kilogramów kiszonych ogórków z zamiarem ich ukiszenia. Jakiś czas temu również powzięłam podobny zamiar, ale poprzestałam na zakupie słoika i zmianie zamiaru. Spotkałyśmy również przemiłą mamę z równie przemiłą córcią w zawadiackim kapeluszu, wyprzedające swoje kreacje. Kupiłam spodnie Mango za 4zł, białą bluzkę za 3zł oraz dwie cudowne firany za 10zł komplet. Wzruszone klimatem żywcem wyjętym z Czekolady (Kto widział, ten wie), udałam się w poszukiwaniu jajek z wolnego wybiegu, które to zakupiłam w ilości 10 sztuk. Odmówiłam zakupu pieska i kur.
Po zakupach wybrałyśmy się do Grano Cafe, gdzie uroczy młodzieniec, zwracający się do nas per Ty (tu zakręciła mi się łezka w oku: Jeszcze są uroczy młodzieńcy zwracający się do mnie per Ty),zrobił dla nas po pysznej kawce. Omówiłyśmy kwestie związane z posiadaniem kota/dzieci, jak też powspominałyśmy wypad do Grecji pod kątem pozytywnych wspomnień. ( A pamiętasz przyczepę kempingową, która okazała się wylęgarnią komarów?...)
Kolejny obowiązkowy punkt wycieczki do Grodziska Mazowieckiego to wizyta w kinie z największym rolowanym ekranem w Polsce. Udałyśmy się na seans dla mam. Wybiłam A z głowy niedorzeczny pomysł niezostania wpuszczonymi ze względu na nieobecność latorośli. Kupiłyśmy bilety na Montevideo, smak zwycięstwa. Okazało się, że jesteśmy jedynymi widzami, zajęłyśmy więc najlepsze miejsca, zarzucając nogi na oparcia foteli z rzędu przed nami. Przyszła jeszcze jedna para, ale ta zachowywała się przyzwoicie.
Film miał swoje wady i zalety. Jak wszystko, że tak to ujmę filozoficznie. Do wad zaliczyłabym zbyt długie sceny futbolowych zmagań, bo film był właśnie o futbolu, a ja, która nie obejrzałam w całym swoim życiu ani jednego meczu, nie bardzo wiedziałam, w którym momencie wypada zacząć się rajcować.
Trochę to była sztampowa historyjka, o biednym sierocie z nizin, rzecz jasna pół-sierocie, którego czystość duchowa i fizyczna (a był stuprocentowym prawiczkiem) wyniosła na szczyty piłkarskiej kariery. Chłopiec ten oczywiście miał w swojej drużynie przyjaciół od serca, których rzecz jasna na początku nie lubił oraz zbyt mocno uszminkowany obiekt westchnień. Była też druga kobieta, która pokazała w filmie to i owo, zgodnie z zasadą, gdzie futbol tam cycki. I na  tę parol zagiął przyjaciel od serca, co wkrótce doprowadziło do konfliktu między piłkarzami i odbiło się na wynikach sportowych. Oczywiście film zakończył się happy endem, sukces na polu erotycznym pozwolił wygrać chłopakom w drugiej połowie, wzruszyć przy tym widza i ucieszyć.
Piękne zdjęcia w kolorze sepii, nostalgiczna muzyka i klimat Bagdadu lat 30. osłodziły nadmiar sportu i niedomiar seksu, a uroda bohaterów na długo pozostała w pamięci.
Tu z A weszłyśmy w trwający ponad godzinę dyskurs, urozmaicający  seans podczas nudnych wstawek sportowych, dotyczący urody głównych bohaterów. Stary jak świat spór z kategorii: Który chłopak jest ładniejszy, pozostał nierozstrzygnięty. Mnie bardziej podobał się główny bohater, A – ten drugi. Dzięki Bogu jest Wybiórcza. W recenzji tegoż pisma wysławiono urodę mojego chłopaka („piękny niczym model”), ni słowem nie wspominając o aparycji tego drugiego, co odnotowałam nie bez satysfakcji.
            Po seansie udałyśmy się do domu, aby przyjąć panów gazowników, co by podłączyli wreszcie gaz po reinstalacji. Panowie z gazowni mieli wszystko to, czym powinni dysponować panowie z gazowni: obcęgi, wąsy, rubaszne komplementy. Zamknąwszy za nimi drzwi, wypiłyśmy wreszcie domową kawkę i przystąpiłyśmy do pakowania manatków. Kończyła się bowiem wizyta A w Grodzisku Mazowieckim, nad czym A bardzo ubolewała, albowiem uwielbia to miasto, opowiadając na prawo i lewo, jak tu miło i przyjaźnie, nawet pijaczkowie sympatyczniejsi niż gdzie indziej i chętnie by się tu przeniosła, gdyby mogła.
            Szybko, szybko, szybko – popędzała mnie jak niegdyś moja własna matka, w wyniku czego z rzeczy, które miałam ze sobą zabrać, wzięłam tylko majtki. Nawet portfela zapomniałam i mąż A musiał mi pożyczyć potem na bilet powrotny.

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz