Spędziłam trzy urocze dni z A.
Przyjechała do Grodziska, jak zwykle nim zachwycona.
Pod
wpływem cudownej diety zleconej przez nie mniej cudowną panią dietetyk,
inkasującą 100 zł za wizytę, A wyraźnie zeszczuplała, dumnie prężąc skurczony
do rozmiarów orzeszka tyłeczek. Dziś się nie odchudzam – zapowiedziała –
odsuwając na bok chrupki o wyglądzie, zapachu i smaku (domniemam) króliczych
bobków oraz fioletową barwinkę do wody. Zjadła ¾ mojego obiadu i sprzedała
smakowite plotki. Wypiłyśmy wino z Biedronki i ruszyłyśmy na miasto, wcześniej
zrobiwszy się na bóstwa ,chociaż akurat my nie musiałyśmy ;-p.
Najpierw zachwycone obeszłyśmy Park
Skarbków, gdzie podziwiałyśmy miejscową florę i faunę i podziwiałyśmy młodych hiphopowców
ścigających się w spontanicznej improwizacji słownej ( Tu wielki ukłon dla
chłopca z plecakiem), wypróbowałyśmy siłownię wraz z parą przemiłych staruszków
oraz przetestowałyśmy plac zabaw. A, jako wielokrotna matka, z wielkim podziwem
odniosła się do zastanych tam zabawek i
rozwiązań konstrukcyjnych, a wie kobieta, co mówi – doskonale zna
topografię Warszawy pod kątem rozrywek skierowanych do grupy wiekowej 2-6. Gdy
już trochę wytrzeźwiałyśmy i nacieszyłyśmy się florą i fauną, udałyśmy się do
domu po kolejną butelkę wina. Tę przelałyśmy do plastikowej butelki po wodzie i
skonsumowałyśmy po niebem gwiazdami upstrzonym, wpatrując się w fontannę Stawów
Goliana. Nawet uniknęłyśmy towarzystwa miejscowej młodzieży (młodzież
przyszłością narodu), dzięki czemu w ciszy i w atmosferze skupienia omówiłyśmy
głęboko nas nurtujące cudze problemy.
Następnego
dnia, udałyśmy się rankiem na targ, gdzie A zakupiła kilkanaście kilogramów
kiszonych ogórków z zamiarem ich ukiszenia. Jakiś czas temu również powzięłam
podobny zamiar, ale poprzestałam na zakupie słoika i zmianie zamiaru.
Spotkałyśmy również przemiłą mamę z równie przemiłą córcią w zawadiackim
kapeluszu, wyprzedające swoje kreacje. Kupiłam spodnie Mango za 4zł, białą
bluzkę za 3zł oraz dwie cudowne firany za 10zł komplet. Wzruszone klimatem
żywcem wyjętym z Czekolady (Kto widział, ten wie), udałam się w poszukiwaniu
jajek z wolnego wybiegu, które to zakupiłam w ilości 10 sztuk. Odmówiłam zakupu
pieska i kur.
Po zakupach wybrałyśmy się
do Grano Cafe, gdzie uroczy młodzieniec, zwracający się do nas per Ty (tu
zakręciła mi się łezka w oku: Jeszcze są uroczy młodzieńcy zwracający się do
mnie per Ty),zrobił dla nas po pysznej kawce. Omówiłyśmy kwestie związane z
posiadaniem kota/dzieci, jak też powspominałyśmy wypad do Grecji pod kątem
pozytywnych wspomnień. ( A pamiętasz przyczepę kempingową, która okazała się
wylęgarnią komarów?...)
Kolejny
obowiązkowy punkt wycieczki do Grodziska Mazowieckiego to wizyta w kinie z
największym rolowanym ekranem w Polsce. Udałyśmy się na seans dla mam. Wybiłam
A z głowy niedorzeczny pomysł niezostania wpuszczonymi ze względu na
nieobecność latorośli. Kupiłyśmy bilety na Montevideo, smak zwycięstwa.
Okazało się, że jesteśmy jedynymi widzami, zajęłyśmy więc najlepsze miejsca,
zarzucając nogi na oparcia foteli z rzędu przed nami. Przyszła jeszcze jedna
para, ale ta zachowywała się przyzwoicie.
Film
miał swoje wady i zalety. Jak wszystko, że tak to ujmę filozoficznie. Do wad
zaliczyłabym zbyt długie sceny futbolowych zmagań, bo film był właśnie o
futbolu, a ja, która nie obejrzałam w całym swoim życiu ani jednego meczu, nie
bardzo wiedziałam, w którym momencie wypada zacząć się rajcować.
Trochę
to była sztampowa historyjka, o biednym sierocie z nizin, rzecz jasna
pół-sierocie, którego czystość duchowa i fizyczna (a był stuprocentowym
prawiczkiem) wyniosła na szczyty piłkarskiej kariery. Chłopiec ten oczywiście
miał w swojej drużynie przyjaciół od serca, których rzecz jasna na początku nie
lubił oraz zbyt mocno uszminkowany obiekt westchnień. Była też druga kobieta,
która pokazała w filmie to i owo, zgodnie z zasadą, gdzie futbol tam cycki. I
na tę parol zagiął przyjaciel od serca,
co wkrótce doprowadziło do konfliktu między piłkarzami i odbiło się na wynikach
sportowych. Oczywiście film zakończył się happy endem, sukces na polu
erotycznym pozwolił wygrać chłopakom w drugiej połowie, wzruszyć przy tym widza
i ucieszyć.
Piękne zdjęcia w kolorze
sepii, nostalgiczna muzyka i klimat Bagdadu lat 30. osłodziły nadmiar sportu i
niedomiar seksu, a uroda bohaterów na długo pozostała w pamięci.
Tu z A weszłyśmy w trwający
ponad godzinę dyskurs, urozmaicający
seans podczas nudnych wstawek sportowych, dotyczący urody głównych
bohaterów. Stary jak świat spór z kategorii: Który chłopak jest ładniejszy,
pozostał nierozstrzygnięty. Mnie bardziej podobał się główny bohater, A – ten
drugi. Dzięki Bogu jest Wybiórcza. W recenzji tegoż pisma wysławiono urodę
mojego chłopaka („piękny niczym model”), ni słowem nie wspominając o aparycji
tego drugiego, co odnotowałam nie bez satysfakcji.
Po seansie udałyśmy się do domu, aby
przyjąć panów gazowników, co by podłączyli wreszcie gaz po reinstalacji.
Panowie z gazowni mieli wszystko to, czym powinni dysponować panowie z gazowni:
obcęgi, wąsy, rubaszne komplementy. Zamknąwszy za nimi drzwi, wypiłyśmy
wreszcie domową kawkę i przystąpiłyśmy do pakowania manatków. Kończyła się
bowiem wizyta A w Grodzisku Mazowieckim, nad czym A bardzo ubolewała, albowiem
uwielbia to miasto, opowiadając na prawo i lewo, jak tu miło i przyjaźnie,
nawet pijaczkowie sympatyczniejsi niż gdzie indziej i chętnie by się tu
przeniosła, gdyby mogła.
Szybko,
szybko, szybko – popędzała mnie jak niegdyś moja własna matka, w wyniku czego z
rzeczy, które miałam ze sobą zabrać, wzięłam tylko majtki. Nawet portfela
zapomniałam i mąż A musiał mi pożyczyć potem na bilet powrotny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz