Wracałam z pracy. By skrócić sobie
czas oczekiwania na pociąg (co oczywiście jest absurdem samym w sobie, bo
wszyscy mamy ten sam czas) zadzwoniłam do PA. Plotkowałyśmy w najlepsze, gdy
zobaczyłam ją stojącą kilka metrów dalej, z telefonem przy uchu, tylko jakby
młodszą. Ale to nie mogła być ona, bo w czasie rzeczywistym, przebywała w
kuchni w Grodzisku Mazowieckim. Zatem to musiało być jakieś czasowe
odgałęzienie, alternatywny wariant rzeczywistości - doszłyśmy do wspólnego
wniosku, obgadując sobowtóra. (Czyli nie mamy wszyscy tego samego czasu, co w
jakiś sposób jest pocieszające, pozwala na większą swobodę wyboru.) Tego samego
dnia, PA spotkała w pociągu sobowtóra swojego ex, tylko jakby młodszego, że nie
wspomnę o grodziskim Justinie Timberlejku.
Przypomniał mi się film z lat 70.
Inwazja pożeraczy ciał, horror, w którym obcy zastępowali ludzi ich
duplikatami. Zaniepokojona zaczęłam się rozglądać za własnym sobowtórem, to
byłabym ja, tylko jakby młodsza. Tymczasem duplikat PA taksował mnie wzrokiem
na dworcu, wsiadł za mną do pociągu, wysiadł za mną w Grodzisku Mazowieckim,
nie odstępował mnie na krok, gdy szłam deptakiem, a nawet skręcił za mną w moje
podwórko, by w ostatniej chwili odbić w lewo, a tym samym zaniechać próby
zamordowania mnie i pożarcia mojego ciała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz