niedziela, 29 marca 2015

Korporacyjna ruletka

Justek ma pracę, która jest obciachowa i nie rozwija Justka intelektualnie. To jedyne minusy. 

Justek wychodzi z pracy codziennie o 15:00 z czystą głową i ma pół dnia dla siebie. Zarabia nieporównywalnie więcej w stosunku do czasów, gdy miał stanowisko asystentki, obowiązki dyrektora a zarobki sprzątaczki ( Tu Justek wtrąci tytułem dygresji, iż w cywilizowanych krajach o mieszczańskiej tradycji sprzątaczka zarabia godnie i jest traktowana z szacunkiem, ale Justek ma na myśli polskie realia post-feudalne ). Struktura jest tam raczej płaska, typu szklany sufit-szklane schody-szklana ściana, ale ma to swoje plusy - nie ma boju o stołki i nieczystych zagrań. Ludzie troszkę oszukują, by podkręcić wyniki, ale to tylko taka tam, korporacyjna dziecinada.

Justek pracuje z ludźmi koło 40, najmłodsza pracownica ma 29 lat, zatem nie ma smarkaterii, co też pozytywnie wpływa na atmosferę. Koleżanki i koledzy Justka nie prowadzą opisywanego w mediach korporacyjnego stylu życia, po pracy miast uprawiać korporacyjny seks, pędzą autobusami do żłóbków, przedszkoli i szkół odebrać dzieci i ugotować im obiad. Nuda, ale Justek w pracy oczekuje takiej nudy, zatem świetnie się w tym odnajduje. Ponadto Justek nie wchodzi w towarzyskie układy i układziki,  nie w tym sensie, że pariasem jest czy outsiderem, raczej zachowuje przyjazny, neutralny dystans.

Justek ma pakiet socjalny, co w takich korporacjach stanowi standard, ale niekoniecznie w mniejszych firmach. Ma nielimitowany darmofon do użytku prywatnego, korzysta z prywatnej opieki medycznej, ma karet na jogę i talony na święta. Dzieciaci (których Justek nie posiada) imprezę mikołajkową, wyprawkę szkolną, zacne dofinansowanie do wypoczynków letnich. Korporacja organizuje także za bajońskie sumy rozmaite eventy, które pracownikom są średnio do szczęścia potrzebne, woleliby podwyżkę albo premię, ale nie zagląda się przecież darowanemu koniowi w zęby. 

Korporacja się stale restrukturalizuje, odkąd została przejęta przez zachodnie mocarstwo. Podobno za polskich czasów to była firma miodem i mlekiem płynąca, podobno po przejęciu pakiet socjalny skurczył się o 95% , cele podniesiono o 300%, atmosfera zgęstniała,  zaczął się okrutny korporacyjny zamordyzm. Tego  nie jest w stanie Justek ocenić, bowiem trafił Justek do firmy już po przejęciu,  nie wie, jak było wcześniej. Skorzystał Justek na zbiorowym exodusie niezadowolonych ze zmian pracowników. Justek pracował wcześniej w firmach, gdzie mobbing był jak stąd do końca świata, zatem to, co obserwuje w swojej korpo, to zabawa dzieci w piaskownicy. Justek patrzy na swoich płaczących współpracowników z uśmieszkiem politowania. To są ludzie, którzy spędzili w korpo 10-15-20 lat, takie to ciepłe posadki. Życia koledzy nie znają ;-p

Firma ruszyła z nowym projektem o eleganckiej, amerykańskiej nazwie. Justek nie przytoczy tej nazwy, bowiem nadal chce pracować. Szykują się grupowe zwolnienia. Już powiadomili Urząd Pracy. Do tego, że prezes zmienia się mniej więcej raz w tygodniu, dyrektorzy departamentów raz w miesiącu, a kierownicy niemalże z dnia na dzień już się wszyscy zdążyli przyzwyczaić. Ale że zabiorą się za szaraczków, wymieniając ich na tani outsourcing? Inna sprawa, że szaraczki otrzymają odprawę, wyższą znacznie niż ta przewidziana ustawą, mają też zagwarantowany 3-miesięczny okres wypowiedzenia. Są tacy, którzy marzą, by zostać bez stołka, bo już liczą kasę. Co więcej, starają się, jak mogą, aby tak się stało. A korpo jak na złość może ich zostawić. 

Są też tacy - jak Justek - którzy umowy na czas nieokreślony nie widzieli od 2008 r. i zostają absolutnie z niczym. 2 dni wypowiedzenia, 0 odprawy ( słownie zero = figa z makiem = dupa = nic a nic). Justek się stara, żeby go nie zwolnili, ma nieskromnie mówiąc zajebiste wyniki (100% jakości 113 % ilości), ale to o niczym nie świadczy. Ze względu na staż i formę umowy jest pierwszy do odstrzału. Chociaż z drugiej strony stanowi rezerwę, której w każdej chwili mogą się bezboleśnie pozbyć. Może go zostawią dla dobra firmy? Ch*j jeden wie.

Inna sprawa, że Justek się tym zupełnie nie przejmuje. Może to kwestia jogi, może terapeutyczny wpływ kota Filipa, a może kwestia życiowych doświadczeń, w tym odseparowania się od toksycznych koleżanek, które wysysały z Justka całą energię?

Jak będzie, tak będzie dobrze, rzecze Justek. Jasnowidzka w zeszłym roku ostrzegała, że Justek bez pracy zostanie, zatem Justek po cichu się szykował. Powiedziała również, że wyjdzie to Justkowi na dobre. Justek  na to liczy :)








O tym jak dupek okazał się bratnią duszą.

Justek pojawił się ostatnio z bukietem goździków na spotkaniu autorskim swojej koleżanki. Impreza odbyła się w modnej warszawskiej klubokawiarni. Wpadł też T, kolega Justka, którego Justek spotkał ostatnio w pracowni R i go zaprosił. Kolega szybko się zmył, zatem  Justek nie miał okazji z nim poplotkować, a szkoda, bo T sprawia wrażenie coraz bardziej sfrustrowanego, ale to chyba ogólnonarodowa tendencja. Gdzie Justek nie spojrzy, tam się kłócą albo biją, albo biją i kłócą. Sam Justek się kilka miesięcy temu pobił z jedną panią w autobusie torebkami. 

W okresie przedwiosennym kumulują się napięcia, człowiek obserwuje, jak się przyroda rwie do życia, sam by tak chciał, a nie zawsze umie. Justek przez wiele lat cierpiał na sezonową depresję wiosenną. Gdy zza chmur wychodziło słońce, Justkowi chciało się tylko płakać. Na domiar złego ludzie pocieszali Justka słowami: Ale Justku, co się tak smucisz, zobacz jakie słonko ładne! Teraz Justek już tego nie odczuwa, jest na innym  etapie życia. 

Na spotkaniu autorskim pojawił się K, pisarz, krytyk literacki, syn znanego reżysera. Justek miał z nim trzykrotnie do czynienia. Pierwszy raz się spotkali na dyskusji poświęconej włoskiemu pisarzowi, którą K moderował, przyprowadzając tatusia. K recytował gotowe kwestie, takie okrągłe pretensjonalne zdanka przygotowane na zaś, co by robić wrażenie na ludziach. Justek wszedł z nim wówczas w polemikę, chyba nawet użył określenia "onanizm", w kontekście pisarza, nie K., chociaż K również - zdaniem Justka - się słownie masturbował. Justek wyszedł z owego spotkania zdegustowany. Co za paniczyk! Co za dupek! Co to było?! Zamęczał tym retorycznym pytaniem koleżankę Kasię, która nie potrafiła na nie odpowiedzieć. 

Za drugim razem kolega K prowadził spotkanie autorskie Justka koleżanki, wypowiadając się równie elokwentnie, co nienaturalnie. Justek lubi koleżankę, skoro ona się z nim przyjaźni, pomyślał, K nie może być taki beznadziejny. Chociaż nie zwyzywał Justek K od paniczyków i dupków,  swoje nadal wiedział.

Teraz kolega K został wyrwany do odpowiedzi z zaskoczenia. Nie spodziewał się tego, nie przygotował żadnych gotowych zdanek, mówił zatem nieskładnie, tzw. własnymi słowami. Zawstydzony przyznał, że nie lubi z ludźmi rozmawiać i zupełnie nie potrafi zadawać pytań. Dwa razy został poproszony o przeprowadzenie wywiadu i to była traumatyczna dla niego sytuacja. O co pytać?, pytał sam siebie, nie znajdując odpowiedzi. K. stał przed publiką onieśmielony i w tym onieśmieleniu bardzo ludzki. Justek poczuł do dupka sympatię, a nawet w tym paniczyku odkrył coś na kształt bratniej duszy :-).

Justek na koncercie gongów

Oprócz jogi, raz w miesiącu Justek uczestniczy w koncercie tybetańskich gongów. Wymienionym wyżej instrumentom towarzyszą miseczki zen, misy nealskie, sea drum, grzechotki, kamertony, deszczowce, okaryny, dzwonki koshi, gliniane ptaszki i inne instrumenty, ktorych Justek nie potrafi nazwać, niewymienione na stronie internetowej. 
Justek, odkąd chodzi na jogę, nie ominął jeszcze ani jednego koncertu. Słucha się go w pozycji horyzontalnej, pod kocykiem, na podusi, w świetle świec. Justkowi bardzo ta forma relaksu odpowiada. Stara się nie myśleć, co by się bardziej zrelaksować, ale i tak myśli. Na ostatnim koncercie zasnął, bowiem chory troszkę, ale to podobno lepiej niż nie spać. 

Wibracje gongu są odczuwalne są na poziomie komórkowym, rezonują mocniej od orkiestry symfonicznej. To żadne tam newage'owskie fiu bzdziu, ale fakt wielokrotnie potwierdzony rezonansem magnetycznym. Takie koncerty mają działanie lecznicze, zarówno na poziomie somatycznym jak i umysłowym. Justek po każdym koncercie czuje się jakby wrócił z dalekiej podróży, wraca do domu i ledwo poznaje kota Filipa.

Justek doda, że mruczenie kota ma również niebagatelny wpływ na zdrowie. Tu Justek załącza link do stosownego artykułu: 

http://tylkonauka.pl/wiadomosc/mruczenie-kota-daje-niesamowite-korzysci-zdrowotne

Napisali w nim, że: 

Białe koty są uważane za uniwersalne. To głównie te koty wybiera się do celów terapeutycznych.Ha!







niedziela, 22 marca 2015

Pierwszy dzień wiosny :-)








Justek w kinach

Justek chodzi ostatnio często do kina, zwłaszcza, że w ramach pakietu socjalnego (zaleta pracy w korporacji) Justek miał okazję zakupić pakiet bilecików w promocyjnej cenie. Justek prawdę mówiąc nie bardzo lubi chodzić do kina, bo płacze na filmach jak bóbr i ludzie się gapią. Justek za bardzo się tym nie przejmuje, ale woli jednak płakać w domu w towarzystwie kota Filipa, który jeśli się gapi, to sama w tym miłość.

Wybrał się między innymi do kina Lab na „Zjazd Absolwentów”. Lektura obowiązkowa dla każdego, kto doświadczył dyskryminacji w szkole. Podobno nie ma tabu w dzisiejszych czasach, ale to nieprawda. Nikogo nie gorszy publiczny seks czy zbiorowa defekacja, ale powiedzieć publicznie: Byłem pośmiewiskiem nadal wymaga wielkiej odwagi. Zwłaszcza w kraju, w którym o depresji się nie mówi, tylko do niej przyznaje.

„Zjazd Absolwentów” to nie film fabularny, tylko artystyczny projekt. Anna Odell jest światowej sławy szwedzką performerką, która zasłynęła wieloma kontrowersyjnymi projektami, demaskującymi destruktywne mechanizmy społeczne. Ten poświęciła dawnym kolegom z klasy, którzy się nad nią znęcali.

– Film nie jest po to, by kogoś obwiniać, ale po to, by zbadać strukturę władzy, przemocy i hierarchii. Co jest przyczyną tego, że ktoś zaczyna kogoś prześladować? Często skupiamy się na osobie szykanowanej. Wszyscy zastanawiają się: Co jest z tobą nie tak? Jednak tak naprawdę powinniśmy przyjrzeć się bliżej oprawcy i całej strukturze grupy – wyznała artystka w wywiadzie dla programu kulturalnego „Sverige!”.

Najpierw odbył się zjazd absolwentów, na który jako jedyna nie została zaproszona. W rzeczywistości, nie w filmie. Artystka dowiedziała się o tym od koleżanki na Facebooku ( Ach ten Facebook, że też Justek się z niego wypisał!). Chciała wygłosić mowę, powiedzieć:

"Dla mnie te lata to była ciągła walka. Byłam obiektem żartów, popychadłem, wyrzutkiem. Wszyscy mnie omijali. Widziałam siebie tak, jak większość z was mnie widziała - najlepiej w ogóle"

Nie udało się. Zrealizowała zatem film, jej koleżanki i kolegów zagrali aktorzy. W filmie próbuje porozmawiać na temat tego, co miało miejsce w szkole. W jej scenariuszu ta próba została brutalnie spacyfikowana, sama Odell pobita i wyrzucona. Następnie postanowiła nagranie pokazać rzeczywistym kolegom ze szkoły i nagrać ich reakcje. Nie zostali pokazani. Pojawili się kolejni aktorzy, którzy odegrali role kolegów i koleżanek oglądających film. Odell mówi:

- Prawda jest taka, że byłam w szkole ofiarą przemocy rówieśniczej. To było niszczące doświadczenie. Straciłam całą wiarę w siebie, zaczęłam widzieć się taką, jaką widzieli mnie moi prześladowcy. Czułam się nikim. Kilka lat później miałam poważne problemy psychiczne. Ciężko powiedzieć, co było ich przyczyną - na ile to kwestia biologii, a na ile tych doświadczeń. W każdym razie myślę, że szkolne przeżycia były jedną z przyczyn. Dopiero kiedy zaczęłam studia na uczelni artystycznej, po raz pierwszy poczułam się częścią grupy. To było uzdrawiające doświadczenie. Jedyna możliwość, żeby wyjść z roli ofiary, to znaleźć miejsce, w którym można dobrze się czuć wśród innych.

W finale Artystka siedzi z przyjacielem na dachu szkoły. Żaden z jej szkolnych oprawców nie zaszedł tak daleko.

Justek poleca film.

I wywiad:

http://wyborcza.pl/duzyformat/1,142477,17325685,To_nie_zemsta__to_film__Polecamy_dokument.html








Justek na wystawach.








Justek, co by popracować nad własną ignorancją w inny sposób niż wyżywanie się na zatrudnionych po znajomości Bibliotekarkach z Wypizdowa Mazowieckiego, chodzi do kin i galerii.

Był ostatnio w Zachęcie na wystawie uzdolnionego Smarkacza i w CSW, obejrzeć prace Natalii LL, chociaż widział je masę razy i zna na pamięć. Nie będzie ich zatem opisywał, bo mu się zwyczajnie nie chce.

Bardzie podobała mu się wystawa Katarzyny Józefowicz, która to artystka nie dość, że wykazała się niezwykłą pomysłowością, to jeszcze włożyła w realizację swoich pomysłów wiele godzin tytanicznej pracy. Justek przez cały jeden rok studiował na ASP, to umie docenić takie rzeczy . Każde jej dzieło powstawało wiele lat.





Cytat (Justek tego sam nie wymyślił): Z prasowych wycinków i tektury tworzy rozległe, złożone z tysięcy elementów misterne konstrukcje, które zachwycają precyzją wykonania, benedyktyńską cierpliwością i pokorą autorki w mozolnym trudzie dochodzenia do istoty rzeczy.

Oglądanie prac zamieniło się w performance, bowiem Justek był jedynym zwiedzającym, a pań strażniczek było cztery i chodziły za Justkiem jak sępice, osaczając go ze wszystkich stron. Justek nie wiedział, czy ogląda, czy jest oglądany. Tu zamachowcem mogłaby się okazać tylko dziewczynka z zapałkami. I dokonałaby się rekonstrukcja na poziomie symbolicznych fantazmatów.

Ostatni będą pierwszymi



Ostatni będą pierwszymi. Wspominał Justek te słowa na koncercie Artysty. W Artyście Justek się kochał będąc młodym dziewczęciem i nawet widział się w roli jego kochanki (W roli żony czyjejkolwiek się Justek nigdy nie widział). Do dziś Justek ma jego płytę, do płyty dołączona jest książeczka, na łamach której standardowo Artysta podziękował muzykom, przyjaciołom, rodzicom i ...swoim kotom. Każdego kota wymienił z imienia i napisał, co mu zawdzięcza. Justek oczami wyobraźni już widział swoje nogi na Artysty plecach.

Ale to było dawno, zamierzchłe czasy. Aczkolwiek kiedy się Justek dowiedział, że Artysta przyjeżdża do stolicy na koncert, serce mu mocniej zabiło. A że to była niedziela wieczór, Justek wracać miał do Wypizdowa i wstać nazajutrz o 4:30 ( słownie: czwarta trzydzieści), stwierdził, że nie będzie się szykował, czesał, malował, tylko gruby sweter przywdzieje, co by nie zmarznąć . Jak wróci do domu, do kota Filipa, to ino zrzuci sweter i spać pójdzie .

W tym anturażu postanowił Justek zostać przez Artystę niezauważonym. Zabukował zatem miejsce w przedostatnim rzędzie. Tam się schowam - pomyślał - i będę mógł pożerać Artystę wzrokiem i słuchem, nie obnosząc się z wywieszonym jęzorem jak trzynastoletnia dziewczynka. Justek wie, co to godność.

Przedostatni rząd okazał się rzędem drugim, na domiar złego Justek miał wizawi mikrofon. Artysta stał tak blisko, że Justek prawie czuł jego oddech na swojej nieumalowanej twarzy. Kiedyś miałby orgazm na samą myśl takiego zrządzenia losu, ale teraz czuł się niekomfortowo. Nie to,że taki rozmemłany, bez fryzury i makijażu Justek miałby mniejsze szanse, po prostu nie był przygotowany na konfrontację z niedoszłym Ex.

Stara miłość nie rdzewieje, Justek musi to przyznać. Artysta jak wino, zestarzał się cudownie. Nawet wydawał się być seksowniejszy niż kiedyś, zwłaszcza, że zrobił sobie zęby. Stan tyłeczka trudno było Justkowi ocenić, bowiem założył na siebie jakieś luźne gacie, ale sądząc po klacie opiętej białą koszulą, tyłeczek nadal o konsystencji orzeszka. O muzyce się Justek nie wypowie, bo na muzyce się Justek nie zna.



Justek w barze mlecznym

Justek pojechał do hipsterskiego baru mlecznego podyskutować o literaturze. Rusza nowa edycja klubu kreatywnego czytania. Justek bardzo miło wspomina poprzednią edycję.

Nowa edycja nie przypomina poprzedniej edycji. Tamta była zrealizowana metodą chałupniczą. Aga zorganizowała 5 spotkań, w tym na cztery zaprosiła swoich sławnych znajomych. Spotkania w drobnym kręgu okazały się bardzo interesujące, rozmowy żywe i Justek naprawdę miał wrażenie, że uczestniczy w czymś niezwykłym.
Teraz się spotykamy w barze mlecznym, za szybą wielkiego akwarium, jaki stanowi szklana witryna. Ludzie się gapili, Justek miał ochotę pokazać im język. Jest baner z logami sponsorów i są profesjonalne ulotki. Jest stolik przy którym siedzi Aga z gośćmi i jest publiczność.

Gościni – znana reportażystka wybrała książkę, o której mieliśmy rozmawiać, autorstwa X, ale mówiła właściwie tylko o swojej książce, biografii X. Widownia słuchała. Reportażystka niby mówiła do publiczności, ale rozmawiała właściwie tylko z Agą. Nie było wspólnej dyskusji, to nie był klub kreatywnego czytania. Justek miał wrażenie, że uczestniczy w spotkaniu autorskim z Reportażystką. Niby fajnie, Justek wiele się dowiedział, ale takich spotkań jest od groma i ciut ciut. Nie taki był pomysł.

Justek przed spotkaniem zaproponował, by widownia usiadła w kółeczku, a nie w rzędach, i tak zrobili, ale niewiele to pomogło. Czy siedzieliby w kółeczku, czy w rzędach, czy wcale by ich nie było, prowadząca z Reportażystką rozmawiałyby dokładnie tak samo. Aga zachęcała do zadawania pytań. I kilka pytań padło. Justek raczej oczekiwał wspólnej rozmowy. Justek Reportażystkę bardzo szanuje i lubi, ale czego innego się spodziewał.


niedziela, 1 marca 2015

W oczekiwaniu na wiosnę








Postanowienia noworoczne


Justek szufladkuje, to żadna tajemnica. Justek wrócił na uczelnię, co by popracować nad własną ignorancją, gdzie ze zgrozą skonstatował, iż sympatyczny wykładowca-gej okazał się mieć żonę i dziecko. Spotkał też Bezcielesną, która się mocno udzielała na zajęciach, wypożyczyła największą i najgrubszą książkę, jak również zgłosiła się do referatu. Justek nazwał ją kujonem, ale to z zazdrości. Justek pokremował sobie ręce, a także zanotował kilka złotych myśli do nowego projektu. Miał zamiar pójść do kina, ale zapomniał vouchera. Wrócił zatem do domu, gdzie się zabrał za porządki, jak również upił się rozkosznie zakupionym w Biedronce digestifem.


1 Wrócić na Gender Studies.

2 Namalować obraz

3 Wymienić krany w łazience.

4 Pomalować kuchnię

5 Odnowić fotel kota Filipa.

6 Kupić szafę

7 Zacząć pisać nową powieść

8 Oczyścić piwnicę

9 Pójść do opery

10 Zapisać się na kurs pisania

11 Pozbyć się starych rowerów

12 Zrobić przemeblowanie




Justek w bibliotece odcinek 2

Justek pyta:

- Czy wypożyczę u państwa „Sól” Wisławy Szymborskiej?

- To taki tytuł? – pyta bibliotekara.

- Tak – odpowiada niezrażony Justek, pomny, że kot w domu czeka.

- Nie ma – słyszy.

- To może „Piesek przydrożny” Czesława Miłosza?

Bibliotekara szuka i szuka w swoim komputerku. Podnosi głowę:

- Jeszcze raz. Piasek czy piesek?

Koleżanka Justka w bibliotece




- Czy mają państwo książki Sylwii Chutnik?

- A kto to?



Justek w bibliotece odcinek 1



Stoi Justek w kolejce do bibliotekary. Przed Justkiem „Baba, której się nie śpieszy” ( To ważna w małym miasteczku kategoria społeczna. Justek sam bywa taką babą, ale co innego być, a co innego za taką stać). Baba zamierza wypożyczyć „Przygody młodego Wertera”. Bobliotekara szuka, szuka, szuka i znaleźć nie może w swoim komputerku. Kolejka rośnie.

Justek sugeruje, by poszukała „Cierpień młodego Wertera”. Bibliotekara bezradnie patrzy na Babę, Baba przecząco kręci głową.
- To na pewno chodziło o „Przygody…” mówi – Ja sobie zapisałam na kartce.

Justek nie wytrzymuje.

- Nie ma czegoś takiego jak „Przygody młodego Wertera”!. – woła - Są „Cierpienia młodego Wertera”, Johann Wolfgang von Goethe to napisał, klasyka gatunku.

- No nie wiem! – nie daje za wygraną Baba, sięgnąwszy po telefon komórkowy, który trzyma za pazuchą. Do synka dzwoni, co by się upewnić, tymczasem Justek wije się w paroksyzmie bezsilności, który jest w stanie zrozumieć jedynie ten, kto mieszka tam, gdzie mieszka Justek. Cierpi niczym młody Werter, a w domu czeka stęskniony kot.

- To może pani weźmie te „Cierpienia…” – podpowiada bibliotekara.

- Na razie dziękuję – odpowiada stanowczo Baba i zdegustowana opuszcza bibliotekę. Nikt nie będzie jej niepotrzebnych książek wciskał.





***

- To zależy, czego wżyciu szukasz, zauważył filozoficznie kolega Justka R. - Jeden poszukuje cierpień, drugi rozgląda się za przygodami…


Tymczasem Justek ma pomysł na sagę:

1) „ Młody Werter na uniwersytecie”.

2) „Przygody młodego Wertera”

3) „Wpadka młodego Wertera”

4) „Cierpienia młodego Wertera”,

5) „Młody Werter nad rozlewiskiem”.