Cały dzień Justek pracował nad projektem.
Ciekło mu z nosa, bo się przeziębił z tego wszystkiego. Dentystka kazała mu
zbadać poziom billirubiny, bo zżółkły mu białka oczu i trochę skóra. Proszę się
nie martwić to niekoniecznie musi być żółtaczka, pocieszyła, niektórym ludziom
wzrasta poziom billirubiny w okresie wytężonego wysiłku. I rzuciła jakąś
francuską nazwą, której Justek nie potrafi powtórzyć i narysowała na kartce
papieru przekrój Justka zęba przy użyciu długopisu i flamastra.
Justek pracuje intensywnie nad projektem.
Wykańcza go to fizycznie, psychicznie i umysłowo. Na szczęście obliczył, że niedługo
skończy. I ulga mać.
Tymczasem udał się Justek do Galerii
Piecowej na recital JJ. Wbrew nazwie pieca tam nie ma. Zmarzł straszliwie. W
drugiej połowie siedział w płaszczu. Postanowił się upić, co by mu cieplej
było, ale nie bardzo mu szło.
JJ kwitnie. Pisze, maluje, gra na gitarze
i bardzo ładnie śpiewa. Jeszcze w tym roku planuje wydać trzy książki. Jej
starsza córka przyniosła tort, a młodsza robiła zdjęcia. Przyszły: Ala z Milą,
Asianka w tunice z Pakistanu, BA i Mo oraz jeden pan, wyglądający jak Mojżesz,
który Justka bardzo fascynuje.
Jak Justek zapanuje nad projektem, znów
zacznie malować. Ze śpiewaniem to sobie da spokój.