Szedł, a właściwie kroczył deptakiem
Grodziska Mazowieckiego. Wyglądał niczym Justin Timberlake z czasów świetności.
Spodnie miał tak obcisłe, że wyglądały jak lajkry, tłamszące zdezorientowanego
ptaszka i bezlitośnie eksponujące krzywiznę nóg. Gdyby grodziski Justin zrobił
głęboki wdech, guziki opiętej na klacie koszulki w rozmiarze XS wystrzeliłyby w
niebo niczym fajerwerki. Opaloną twarz zasłaniały damskie okulary przeciwsłoneczne
o wielkich, okrągłych szkłach. Widok Justina w Grodzisku sprawił mi tyle
radości, ile gorąca czekolada może sprawić w dżdżysty dzień. Uśmiechnęłam się
od ucha do ucha, na co Justin odpowiedział iście filmowym uśmiechem. Zakręcił
bioderkiem i odszedł w swoją stronę. Ten, kto powie, że porannemu spacerkowi na
pociąg nie towarzyszy erotyczny dreszcz, ten nie mieszkał nigdy w Grodzisku
Mazowieckim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz