niedziela, 30 sierpnia 2015

Justek wcześniej już to zapowiadał, tym razem zapowiada ostatecznie. Postanowił zakończyć bloga. Dojrzewał do tego od dawna. Justek czuje, że formuła się wyczerpała. Wydawało mu się,  że to kwestia braku czasu, ale kiedyś miał mniej czasu, a więcej pisał. Wiele zmian wprowadził w swoim życiu i planuje wprowadzić w najbliższym czasie. Jesienią zaczyna kilka ważnych dla siebie projektów. Życie Justka to już inna historia. Zmuszał się ostatnio do pisania, a to nie jest dobre. Justek serdecznie dziękuje wszystkim, którzy kiedykolwiek zaglądali na te strony.
Nie likwiduje bloga, ale już nie będzie o sobie pisał. 

Może od czasu do czasu wrzuci kilka fotek Filipa, bo się biedak uzależnił od sławy.

Kot Filip w świecie drobnomieszczańskich zabobonów 2

Dostał Justek w prezencie firany, to postanowił zawiesić.



Oglądanie filmu z kotem Filipem

Justek wiele razy prosił kota Filipa, by tego nie robił.

 Tak lepiej:




wtorek, 25 sierpnia 2015

Starcie gigantów czyli Justek piecze ciasto

Raz na pięć lat Justek piecze ciasto. Justek nie wie, po jaką cholerę to robi, chyba samej sobie na złość. Justek organizm ma zasadowy, ze względu na zdrową, racjonalną dietę warzywno-owocową. Mało słodki w związku z tym jest, raczej kwaskowato-wytrawny. Obce są mu stany zwane gastrofazą, pociesza się raczej gorzką kawą.

Raz na pięć lat jednakże, przychodzi taki dzień w życiu Justka, gdy odczuwa potrzebę zmierzenia się z materią ciasta. W tym celu kupuję mąkę, cukier i drożdże. Żadnych kremów, bitych śmietan, mas krówkowych i tym podobnych ohydztw. Jeśli ktoś Justka poczęstuje, Justek owszem skonsumuje z wielkim smakiem, ale rzadko, w homeopatycznych dawkach, jeszcze by się słodki zrobił, a tego sobie nikt nie potrafi wyobrazić. (słonych przekąsek Justek też nie znosi, chipsa nie tknie nawet pod karą chłosty, chrupki wydają się Justkowi czymś nad wyraz okropnym, Justek umiera na spotkaniach towarzyskich u normalnych ludzi).
Zakupił Justek niezbędne produkty, w tym kubek jagód u dwóch małych dziewczynek na sobotnim targu. Przystąpiwszy do dzieła skonstatował Justek, że brak mu w domu białej mąki. Nic dziwnego, od lat jej nie używa - nie smaży naleśników, placków, nie lepi pierogów, nie kręci śląskich klusek. Znalazł jedynie w szafce ciemną mąkę, bowiem rok temu postanowił upiec chleb. A że zakwas Justkowi nie wyszedł (nie wyrósł, tylko spleśniał i usechł) przełożył Justek zamiar upieczenia chleba na lepsze czasy.
Mniej więcej dwa miesiące temu wpadł natomiast na pomysł, by pierwszy i 

ostatni raz w życiu usmażyć naleśniki. Nie wpadł na to, że ciemna mąka nie zachowuje się jak biała i w związku z powyższym inaczej się robi z takiej mąki ciasto naleśnikowe niż to opisane w "Kawalerskiej kuchni". Wyszło Justkowi coś, co przypominało konsystencją klej stolarski i z trudem pozwoliło się uformować w placek. Że też jeszcze nikt Justkowi nie zaproponował własnego programu na Kuchnia TV.







 Justek nie korzysta na co dzień z przepisów, dlatego ich nie zamieszcza na niniejszym blogu. Gotuje intuicyjnie. Kroi warzywa i wrzuca je na oślep do garnka. Przepisy wyrafinowane oparte są z reguły na dziwacznych i drogich składnikach, które dodaje się w ilości - ksztyna, kapka, ździebko. Po cholerę Justek ma kupować owoce acai 220 zł/kg, by dodać do dania trzy sztuki, świeże liście bambusa, źdźbło spiruliny, marynowane grzybki trini-lini i sraczkowaty pieprz wyjęty z odchodów białego nosorożca, skoro na ryneczku w Wypizdowie sprzedają aromatyczny lubczyk w dużych torebkach? Przepisy niewyrafinowane zaś opierają się na kostkach bulionowych, z których Justek nie korzysta i innych takich, których Justek nie lubi. Justek preferuje proste dania jednogarnkowe z lokalnych sezonowych produktów.

Skonstatowawszy brak białej mąki, Justek postanowił zastąpić ją ciemną, ryzykując uzyskanie brązowego zakalca. Mógł skoczyć do sklepu, ale nie chciało mu się. Kto nie ryzykuje, ten nie je brązowego zakalca. Mąki Justek nie przesiał, bo wyrzucił sitko. A wyrzucił  sitko, bo było brzydkie,a nie chciał mieć w domu Justek brzydkiego sitka. Próbował przesiać mąkę przy pomocy tarki, jak ch*jowa pani domu, ale to pomysł okazał się ch*jowy. Nie miał miarki ani wagi, zatem produkty dozował na oko. Trochę mąki, trochę soli, jak nie wyjdzie to nie ze złej woli.





Drożdze wykipiały i uświnił sobie Justek ścierkę.


Ciasto wyrosło ładnie, ale Justek zapomniał sfotografować.
Justek nie ma termometru na drzwiach kuchenki, są jakieś cyferki na pokrętełku, których znaczenia Justek jeszcze nie rozszyfrował. Stwierdził, że nastawi na chybił-trafił. W końcu wieki całe kobiety piekły w piecach bez termometrów i pokrętek i jakoś im wychodziło. Poszedł Justek czytać książkę. Ciasto się ładnie upiekło i jeszcze zdążył Justek na koncert w parku.




 Kolejne starcie gigantów za lat pięć.                                



poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Mój sukces polega na tym, że znam swoje miejsce


Pomidorobranie








Podkowa Leśna - miasto koszmar

Może przesadził Justek trochę z tym koszmarem, ale nie lubi się Justek z Podkową Leśną, no nie po drodze im razem. Pojechał Justek do Podkowy w jeden wtorek pochodzić po lesie. Miał dzień wolny, bowiem zażądał urlopu, bo musiał załatwić pewną ważną dla siebie sprawę. Załatwiwszy założył Justek szorty oraz seksowne okulary, kupił bilet powrotny na WKD i wyruszył na swoją wyprawę. Wysiadł w Podkowie Zachodniej i polazł do pierwszego lasu, jaki zobaczył, wiedziony ogromną tęsknotą. Justek wychowany w lesie tęskni za drzewami, bo to Justka naturalne środowisko życia. Justek żałuje, że nie został leśniczym.

Przemaszerowawszy przez las, Justek przemaszerował przez centrum Podkowy, nie spotykając nikogo poza hordami agresywnych robotników, wracających zapewne z jakiegoś remontu. Wyglądali paskudnie, wyrażali się paskudnie, sprawiali paskudne wrażenie. Tak wyglądała również ekspedientka sklepu odzieżowego paląca papierosa w drzwiach. Kawiarnia pusta, na ścianach kiczowate obrazy, znudzona baristka prawie wycałowała Justka, z uciechy, że ktoś się wreszcie pojawił. Świetne miejsce, by pisać, pomyślał Justek, w jakiś listopadowy poranek z filiżanką gorącej czekolady. 

Podbudowany tą myślą poszedł Justek przed siebie urokliwymi uliczkami, a tam żywego ducha, miasto wymarłe. Szedł Justek i szedł, nikogo nie spotkał. Mijał wille przeróżne, otoczone ogrodami tak wypielęgnowanymi, że aż wydawały się plastikowe. Każda willa pochodziła z innego katalogu, jakby świat wokół nie istniał, wyglądało to nad wyraz ksobnie. 





Ta Podkowa to taka trochę willowa wersja Miasteczka Wilanów. Wracają lemingi do swoich osobnych gett do których wiodą otwierane pilotem bramy. Niektóre rezydencje wzorowane na pałacu Blake Carringtona wydały się z Justkowi wyjątkowo zabawne, niestety najśmieszniejszej nie udało się Justkowi sfotografować, bo akurat przyjechał właściciel limuzyną i nawet przystąpił do podrywu. ( "Pani się nie boi pieska, piesek nie ugryzie, ten tego i tamtego"). Pan ten oraz listonoszka ze zbolałą miną jedynymi okazali się ludźmi spotkanymi w Podkowie Leśnej. Gdzie dzieci, pyta Justek, staruszkowie, matki z wózkami, bezrobotni panowie hodujący brzuch i wąsa, przedstawiciele wolnych zawodów, luksusowe utrzymanki, młodzież, ludzie wałęsający się bez sensu lub z sensem, no gdzie te elementy tkanki wiejsko-miejskiej widoczne na ulicach wsi i miast?Justek czuł się jak bohater jednego z tych filmów klasy F, jedyny ocalały po katastrofie nuklearnej, jedyny nie porwany przez ufo. A pogoda była piękna, bowiem Justek spacerował po Podkowie jeszcze przed falą największych upałów. Gdy po przejściu dwóch kilometrów spotkał Justek dziecko na rowerze miał ochotę je uściskać. Zamiast tego skręcił do lasu i długo po nim spacerował.

Podkowa Leśna to coś jak okularki sraj ban, telefonik ajfon, trampeczki z gwiazdką, perfumy Szanel numer 5. Taki gadżet, który dla jednych stanowi obiekt pożądania, dla drugich insygnium drobnomieszczaństwa i synonim skrajnego obciachu. Justek już woli swój eklektyczny, skrajnie nieinteligencki i ostentacyjnie nieelegancki Wypizdów Mazowiecki. 






Wakacje to raj dla roślinożercy