czwartek, 30 sierpnia 2012

Justek, ty mankamencie



Kiedyś na studiach jechałam sobie z koleżanką W tramwajem i koleżanka strasznie narzekała. I ja mówię w końcu: W, ty mankamencie! Chciałam powiedzieć: Ty malkontencie, ale się przejęzyczyłam. I to będzie wpis z cyklu: Justek, ty mankamencie!
            Kupiłam sobie twój Styl, z przykrością konstatując fakt zeszmacenia się tego niezłego ongiś kolorowego pisma. No szmata się z niego zrobiła normalnie L, jak kiedyś z Filipinki. Odkąd pani Kaszuba zrezygnowała ze stołka redaktor naczelnej, poziom spadał w tempie geometrycznym. Na szczęście  na posterunku pozostali moi ulubieni felietoniści – Agata Passent, Krystyna Kofta i Olga Lipińska. Wywiad z panią Celińską zapowiada się ciekawie, a poza tym, cóż... ciąg wyssanych z palca reportaży o wyciętych z papieru ludzikach, reklamy i artykuły sponsorowane. Można poczytać dla sportu i pooglądać kolorowe obrazki ;-)
            A kupiłam TS, bo dołączyli w ramach gratisu film „Sala samobójców”, którego byłam bardzo ciekawa. I film mnie też cholera rozczarował! Pan reżyser – jeden z ciekawszych filmowych twórców młodego pokolenia – jak to wyczytałam w internecie – wrzucił do jednego garnka garść stereotypów i okrasił to postacią młodego, przystojnego aktora, którego smutne oczy i hipsterska kurtka uwiodą tłumy nastolatek, śpieszących do kina na film.
                        Upraszczając, w historiach tego typu schematy powtarzają się dwa. Spotykamy albo:
a)     Biednego chłopca z nizin społecznych, który dzięki ciężkiej pracy, pasji, wrodzonym zdolnościom, wierze i uporowi, z jakim realizuje swój cel, osiąga sukces zawodowy i społeczny, robiąc karierę od pucybuta do milionera, a najładniejsza dziewczyna w szkole oddaje mu swoje serce, a czasem i wianuszek,
b)     Bogatego chłopca z wyżyn społecznych, obowiązkowo uczęszczającego do prywatnej szkoły z zepsutymi dziećmi, mieszkającego w rezydencji z gosposią i przeżywającego dramat życiowy, ponieważ zajęci karierą rodzice nie poświęcają mu za dużo czasu, a najładniejsza dziewczyna w szkole, co wianuszek straciła już dawno i nie wiadomo z kim, a serca w ogóle nie ma, rzuca go w finale dla złego kolegi.
Czekam, aż któryś z ciekawszych twórców młodego pokolenia, odważy się opowiedzieć historię bogatego chłopca, którego ciężka praca, talent i charakter zawiodły na szczyt, albo chociaż bogatego chłopca, który uczęszcza do państwowej szkoły albo do prywatnej, której uczniowie nie są zepsuci. To stanowiłoby złamanie reguł gry. Podobnie najciekawsi twórcy młodego pokolenia nie nakręcą filmu o biednym chłopcu, który cierpi na depresję, chociaż jego bezrobotna matka ma akurat dla niego masę czasu. No chyba, że chodzi o dramat społeczny – Polska dramatem stoi - tu nieodzowna jest postać ojca, który pije lub bije oraz stłamszonej, cierpiącej matki (wariant A) lub matki-siłaczki, która nadludzkim wysiłkiem utrzymuje ład w rodzinie (wariant B).


     No i mamy w Sali Samobójców bogatego chłopca z prywatnej szkoły, wszystko jata w jotę jak w amerykańskim serialu, tylko szafek brak i cheerleaderek. W jaki sposób reżyser urodzony na przełomie lat 70. i 80. może pokazać współczesną młodzież? Oczywiście przez pryzmat własnych sentymentów, zgodnie ze schematem: Za naszych czasów tak nie było! Za naszych czasów jadło się chleb z cukrem i oglądało Teleranek. Człowiek się cieszył, że ma trzy melodyjki w ruskim zegarku, a w liceum słuchał Nirvany i patrzył ukochanej w oczy, a nigdy w cycki. A teraz tylko gadżety, narkotyki i seks, seks, narkotyki i gadżety., degrengolada w każdym aspekcie straconego życia. Szkoda gadać, trzeba to pokazać, ku przestrodze. Za naszych czasów...

      W filmie mamy też Królową. Ta akurat wydała mi się autentyczna, bo parę takich królowych w życiu spotkałam i wszystkie mówiły mniej więcej to samo, w zależności od fantazji i intelektualnego wyrobienia. Tylko kilka zagadek nie dawało mi spokoju; Skoro Królowa od trzech lat nie wychodzi z domu, kto dokręca jej dredy? Jak przy tak głębokiej depresji i niemalże sensorycznej deprywacji, sądząc po tym, jak przedstawia swoje życie, ma siłę farbować odrosty i skąd bierze pieniądze na farbę? Ale nic to, nie można wszystkiego wyłożyć jak kawę na ławę. O prawdziwej sztuce świadczą niedomówienia.
      A najbardziej rozbawił mnie temat samobójstwa głównego bohatera i pomysł jego koleżanki, jak to samobójstwo popełnić. Tabletki? Litości. Nawet dziecko wie, że produkowane obecnie leki nie są toksyczne, przy znacznej ilości można sobie co najwyżej lekko nadwerężyć wątrobę. Skończyła się złota era barbituranów i kto jak kto, ale Królowa, tak obcykana w temacie powinna to wiedzieć. W finale nasz hipster umiera od kilkunastu tabletek popitych cienkim piwem niczym Hanka Mostowiak w stercie kartonów.
      Myślę, że finał byłby prawdziwszy i bardziej skłaniający do myślenia, gdyby po scenie odwiedzin mamuśki w animowanej bajce, pokazali jak chłopak jakby nigdy nic siedzi w operze. Jak w finale Syren, których bohaterka po latach obsesji religijnych oświadcza: Moja nowa pasja to mity greckie. Młodego wybitnego twórcę pewnie opinia publiczna by zlinczowała, ale przynajmniej stałoby się to przyczynkiem do jakiejś dyskusji. Bo dramatów wokół bez liku, ale nikt ich nie zauważa, bo nie wpisują się w obowiązujący schemat.
I tyle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz