poniedziałek, 22 lipca 2013

.


 Z domieszką kociej sierści :-)



Po nie pasuje do przed, ale co tam :-)















Coś optymistycznego

 Wstaje Justek rano lewą nogą, myśli sobie: za oknem z pewnością coś go optymizmem natchnie. Wygląda Justek przez okno, a tam ch*j.




Sałatka :-)












Jak go nie kochać?




Kampari




Justek cały wieczór chlał Kampari z A. Szczerze mówiąc, Justek woli inne trunki, niekolorowe. Tego Kampari ani w nogach, ani w głowie...Ale co tam. Jak się nie ma, co się lubi...
Lubi za to Justek A. Z A to się już dawno nie widział. A. ma teraz sezon ślubny, przypominam, że jest ślubnym fotografem. Justek pracuje nad Wielkim Projektem, tzn. zacznie pracować, jak tylko skończy sprzątać. Justek przygotował A na szok poznawczy, po przekroczeniu progów justkowego mieszkania. Zakazał jej: komentować, pytać, złośliwie się uśmiechać, wyrażać swoje zdanie. Justek ma tu na myśli przedpokój bardziej niż balkon tj. tfu - luksusowy taras. 
By uczcić przyjazd A, Justek samodzielnie przygotował sałatkę z roszponki i pomidorów, a także sam kupił tofu w sosie pomidorowym u Wietnamczyka, który się w Justku kocha, co Justek skonstatował z lekkim niepokojem (ale zawsze się liczy do statystyki). A .przywiozła zgodnie z zaleceniem Justka profesjonalny aparat, którego nie wyjęła z torby i otwieracz do puszek, którego również nie wyjęła. Justek dał A. majtki. Założyły się jakiś czas temu o głupotę, Justek wygrał majtki, ale kupił też, żeby A. nie było przykro. A. zapomniała, że przegrała, nic Justkowi nie kupiła, a sama dostała. Ale i tak Bozia czuwa. Okazało się, że rozmiar XL to był żart tylko taki, a Justek grzecznie posłuchał, bo Justek grzeczny chłopak.
Po kolacji dziewczęta posiedziały trochę na tarasie, gospodyni na leżaku, gość na chodniku dla kota, omawiając tudzież obmawiając przeróżne kwestie, takie jak problemy z mężem i dziećmi (gość), z kotem (gospodyni), nowy związek P, ślub Kociego, macierzyństwo kilku koleżanek, treść serialu 'Seks w wielkim mieście', obłudę małych miasteczek, perypetie z teściami, zasadność używania serum, trudy związane z remontem, byłych kochanków, i poruszając szereg innych głęboko nurtujących je życiowych problemów.
Ululane udały się na spacer, na którym Justek pokazywał A okolice dopóty, dopóki A. nie oświeciła Justka, iż okolice te doskonale zna, bowiem za każdym razem, kiedy bywa w Grodzisku, Justek po pijaku te same domy pokazuje. Udały się zatem do parku, gdzie A chciała poćwiczyć na siłowni, ale Justek sobie kiepsko radził, więc udały się na pokaz kolorowych fontann. Tak, w Grodzisku można zobaczyć pokaz kolorowych fontann. Oglądając fontanny i baraszkujące w nich bachory, A wyznała, że kocha dzieci, Justek starał się w odpowiedzi nie beknąć. A propos bekania, A. wpadła na pomysł, by odwiedzić jakąś restaurację, by zamówić coś małego, eleganckiego i drogiego. Tu Justek o mało co nie opluł się ze śmiechu. W Grodzisku zjesz kebaba, zdechłego psa, zapiekankę, naleśnika, tofu w sosie pomidorowym od zakochanego Wietnamczyka, ale na Boga nic małego, eleganckiego i drogiego. Nie wspominając o tym, że kebaby zamykają po dobranocce, a to pora była prawie sylwestrowa. Odwiedziły zatem pizzerię, gdzie podają dużą i smaczną pizzę w lokalu udekorowanym do granic nieprzyzwoitości dziwnymi gadżetami z plastiku.
Wieczorem jeszcze sobie pochlały na tarasie, po czym zgarnąwszy kota z balkonu sąsiadki poszły spać. Nazajutrz Justek usmażył A jajko w kształcie kwiatka, co wyszło prawie tak ładnie jak na stronie w internecie i poczęstował kawą z kardamonem. Zrobił jej makijaż, po czym wyprawił do domu, samemu udając się do dentysty.

Ogołocony z pieniędzy udał się na łąki, by pojeść malin, nazbierać dziurawcu i kwiatków. Z kwiatków Justek zrobił bukiet, by dać go Jagodzie, ale to już inna historia :-).

Przed i po :-)


Justek wziął ostatnio 5 dni urlopu - to pierwszy Justka urlop od 2008 roku - i jak każdy prawdziwy Polak robił remont. 
Ograniczył wyjścia z domu do minimum, żeby pisać. Na urlopie też miał pisać.
Ale pomyślał sobie, że wyremontuje balkon, co by móc pisać na balkonie. Zostało mu sporo farby, zatem wyremontował również łazienkę. A żeby wałek jednorazowego użytku się nie zmarnował, także przedpokój. Musiał jeszcze posprzątać po remoncie, co zajęło mu mniej więcej 8 razy więcej czasu niż sam remont :-).
Rzecz jasna nie pisał. Wcześniej też nie za bardzo, ale ma za to porządek w mieszkaniu :-).
Rada: chcesz się zmobilizować do sprzątania, zabierz się do pisania ;-).
Remont wiele go nauczył.
- Folia na podłodze drewnianej, niewycyklinowanej, to wcale nie głupia sprawa ( nazajutrz nie szorujesz cały dzień podłogi nożem i szorstką stroną gąbki ).
- W czasie remontu warto kota zamknąć w drugim pokoju, a nie liczyć na jego zdrowy rozsądek (nie szorujesz mu później łapek w zlewozmywaku, nie szczędząc uwag w tonie ostrzegawczo-wychowawczym)
- Nie myjemy pędzla z olejnej farby gołymi rękami w umywalce (chociaż mycie rąk zmywaczem do paznokci to najlepszy peeling)
- Nie oddajemy się toksycznym myślom, stojąc na taborecie ( w zacietrzewieniu można z niego spaść, uderzając się w głowę, kolano, łokieć i biodro, a wałkiem wypuszczonym z dłoni poczynić szkód).
- Najpierw czekasz na fundusz remontowy w postaci zwrotu z podatku,a potem remontujesz ( a nie bierzesz zaliczkę z funduszu żywieniowego, licząc na cud)
- Najpierw zaglądasz do wiaderka z farbą i oceniasz, czy warto brać się za przedpokój ( a nie malujesz dwie ściany i kawałek sufitu, po czym z pustym wiaderkiem w dłoni udajesz że to specjalnie tak miało być).
- Malujesz wszystko, a nie zostawiasz fragmenty, których nie widać, bo z innej perspektywy chamsko widać, a nie ma już farby.

Justek wrócił do pracy,  pisze w pociągu, a wieczorami na swoim balkonie, który wyglądał gorzej niż najmroczniejsze zakątki Dworca Zachodniego, a teraz przypomina luksusowy taras :-D
Na dowód załączam zdjęcia "przed" i "po".













Justek na koncercie


Dużo Justek nie opowie, bo to tajemnica. Powie tylko, że tak się wysztyftował, że aż na własny widok podniecił się w lustrze i zrobił sobie trzy słit focie służbową komórką. Koncert był cudowny...Gorzej, że Justek utknął później na stacji PKP Ursus, gdzie ponad godzinę czekał na pociąg do Grodziska, godzina była późna, a nie wziął Justek ciepłego sweterka.

Spacerując w tę i we wtę po zatłoczonym ursuskim peronie, co by się ogrzać, usłyszał nagle za plecami, bezwstydnie romantyczne zawołanie: - Ej ty, sorry! - w wykonaniu szesnastoletniego chłopca.(Justek mógłby być jego matką i - o zgrozo- spłodzenie go nie wiązałoby się z przestępstwem). Justek się odwrócił, a dobrze wychowany chłopiec nie wykazał nawet cienia zdziwienia, że z tyłu liceum, a z przodu muzeum, czym zaskarbił sobie Justka wielką sympatię. Zapytał o pociąg. Ten co jeździ po torach, ale Justek nie znał odpowiedzi. Och warto się czasem wysztyftować :-).

Plener


Umówił się Justek z koleżankami z Klubu na plener malarski. W tym celu ubrał się na biało i wyjął z pudełka, na którym śpi kot Filip farby zakupione w sklepie wszystko za 1,50. Tutaj śpieszę wyjaśnić, iż farby te kosztowały znacznie więcej niż 1,5. Otóż Justek zaszalał i wydał całe 3zł za pudełko 10 farb, z których zgubił tylko jedną. Farby te mają dosyć kontrowersyjne kolory, ale kontrowersja to przecież drugie Justka imię.
Justek bał się, że przyjedzie spóźniony, ale dotarł jako pierwszy. Jagoda posłała go po piwo, które Justek zakupił, co by się człowiek spragniony po całym dniu pracy twórczej mógł się napić. Najpierw posiliły się porcją chłodniku i wypiły kawę, następnie zapakowały torbę na zakupy wszystkim, absolutnie wszystkim, co się dało i poszły. Daleko nie zaszły, po drugiej stronie szosy, za kilkoma blokami Jagoda pokazała im osiedlowy park, w którym zasiadły i malowały. Justek wyjął swoje farby profesjonalne, z przyjemnością konstatując fakt bliskości toalety typu toi-toi. Malowały i malowały. Justek malutkie formaty, dzięki czemu udało mu się aż dwie prace prawie skończyć. Widoczek z brzozami i portret kota Filipa. Farby okazały się nienajgorsze, a Justek bał się, że przepłacił. Najlepiej wydane 3zł w całym Justka życiu. Portret stworzył co prawda przy użyciu innych farb, bo na blejtramie, ale brzózki... Justek bardzo z siebie zadowolony. Komary tylko trochę Justka pogryzły. Troszkę się Justek też opalił. I bardzo zgłodniał.
Nagotowały zatem dziewczyny fasolki szparagowej, młodych ziemniaczków na parze i podały to z sałatką w sosie musztardowym i zjadły tyle, że Justek z powodzeniem mógł udawać trzeci miesiąc ciąży. Dziewczyny wpadły na pomysł wspólnego interesu i wybrały Justka na menedżera. Justek uczciwie zakomunikował, że jak przyjdzie co do czego, Justek inaczej płaci oficjalnie, inaczej pod stołem, a jeszcze inaczej w rzeczywistości. I nalicza niezłą lichwę za pośrednictwo. Jeszcze nie dyrektor, a już świnia. Wyznanie to nie odebrało jednak Justkowi stanowiska. Co by to uczcić, Justek zjadł siódmą porcję i zapił piwem.

Doturlał się potem na przystanek, wielce zadowolony z owoców dnia całego i wrócił do kota Filipa. 

Kot Filip niczym policjant z Miami


A. nazywa kota Filipa wypłochem i ma w tym trochę racji. Filip nie lubi gości, jeśli obwącha komuś duży palec u nogi to jeśli chodzi o kontakty międzygatunkowe to świat i ludzie, wyraz najwyższej sympatii. Żadnego głaskania i takim tam innych. Nie pozwala sobie na poufałości. Przed tymi mniejszymi ucieka w popłochu, ukrywając się we wnętrzu wersalki tudzież pod wanną, na większych patrzy z pełną wyższości pogardą. Tylko pańcię kocha.
Siedzą sobie ostatnio we dwóch na tarasie, Justek na fotelu z promocji, kot na dywaniki z jeszcze większej promocji, a pod balkonem sceny niczym z Policjantów z Miami. Godzina późna, Justek pisze (tak, pisze), kot czyni szkody obgryzając kwiatki. A tam pod balkonem, krzyki, dyskusje, aresztowania, radiowozy, tajniacy, rzucanie na glebę, groźby mężczyzn, prośby kobiet, wycie alarmów. A kot patrzył na to wszytko ze zblazowaną miną, ziewając ukradkiem, te ludzie, te ludzie...

Dzień jak co dzień w Grodzisku Mazowieckim.




Bożole Nuwo


Justek pił u Rosi w pracowni. Bożole z 2001, czyli już nie takie nuwo. Korek zmurszał i nie można go było wyjąć za pomocą korkociągu. Rozkruszył się. Nie dało się go również wepchnąć do środka pędzlem, chociaż Justek nie próbował. Próbował zrobić dziurkę w korku za pomocą pędzla, też się nie udało. Rosi przygotowała pieczone kiełbaski z młodymi ziemniaczkami i pieczarką, dla Justka jajeczka przepiórcze i warzywa, które Justek wcinał z bułeczką posmarowaną prawdziwym masłem. A że wcześniej zaliczył omlet u Wietnamczyka (nie tego, co się kocha, tylko innego, bo ten, co się kocha mieszka w Grodzisku, a Justek był w Wawie) znów musiał się na przystanek dotoczyć. Umówił się wstępnie z Ż na wyjazd do Gardzienic, z Kasią i Rosi na warsztaty w Domu Literata czy jakoś tak, a ze wszystkimi naraz na wycieczkę rowerową. I kazał M powiedzieć coś miłego. M powiedział, że Justka spódniczka przypomina morskie fale, na co Justek się zreflektował komplementem, że bluzka M jest niczym łan zboża. Justek obiecał dobie nie dokuczać więcej M, chociaż nadal się na niego boczy.

Poza tym jak zwykle - dyskusje o literaturze, anegdotki historyczne, ciekawostki przyrodnicze i czekoladki przyniesione przez K :-).