środa, 27 maja 2015

Justek ma w domu narkomana


Naćpał się:








Popieścił z radiem




Szczęśliwy padł:

niedziela, 24 maja 2015

Justkowi już przeszła majowa depresja :-)




Justek na spacerku

Wypizdów Mazowiecki to jedna z najbogatszych gmin w Polsce i najbogatsza w Województwie Mazowieckim, to widać, słychać i czuć. Jest to też gmina ostentacyjnie nieinteligencka. Mimo, że pieniądze na kulturę są i jest Pan Ł, kaowiec z powołania, który dwoi się i troi, by kulturalnie zaanimować chociaż promil z 30 tysięcy mieszkańców, jego starania pozostają jak na razie bezowocne. Mamy m.in pięknie odrestaurowany pałacyk, ulokowany wśród bloków z wielkiej płyty, w którym odbywają się (niestety coraz rzadziej) ciekawe wydarzenia. A to pokaz filmu niemego z muzyką na żywo, a to spotkanie autorskie z wybitną reportażystką czy ciekawy wykład, prowadzony przez sowicie opłacanego wykładowcę UW. Na sali obecnych jest kilkanaście osób, z czego dziesięć to grupa więźniów przyprowadzona za karę z miejscowego zakładu karnego, dwie emerytki, kobieta o fizjonomii tęgiej alkoholiczki, pan z wąsami i jego kolega, starający się zakłócić przebieg co drugiego spotkania uwagami o charakterze antysemickim, no i Justek.

Jedna pani zorganizowała cykl warsztatów plastycznych dla rodziców z dziećmi. Nie pojawił się ani jeden rodzin. Kilkoro matek przyprowadził dzieci, aby móc w tym czasie na ryneczku spokojnie zrobić zakupy. Dzieci te nie były zainteresowane warsztatami, wolałby w tym czasie pooglądać telewizję, czemu głośno dały wyraz.
W Centrum Kultury, wybudowanym za gigantyczne pieniądze, z największym w Europie rozsuwanym ekranem kinowym odbywają się wydarzenia, jakich mogą pozazdrościć większe ośrodki (wszak gmina ma kasę); koncerty światowej sławy jazzmenów, pianistów itd itp. Na widowni goście z Warszawy, Żyrardowa, Brwinowa, Podkowy Leśnej i Milanówka. Im się chce przyjechać, miejscowym mieszkającym za miedzą ani trochę. Miejscowi wolą TV obejrzeć i wódeczki się napić oraz zjeść kiełbasę. Justek mieszka 7 lat w Wypizdowie i za wyjątkiem PA i instruktorki jogi nie spotkał ani jednej osoby, która chociaż raz w życiu miałaby w ręku książkę. Temat rzeka.

Udał się Justek na spacerek po Wypizdowie Mazowieckim szlakiem wypizdowskich zabytków. Oprowadzał niestrudzony pan Ł. Pojawili się: współpracownicy i rodzina pana Ł, pięć staruszek, jedna pani z dwojgiem dzieci (znajomi pana Ł) i Justek. Więźniów nie przyprowadzono z wiadomych względów. Pan Ł pięknie i ze znawstwem tematu opowiadał. Wypizdów w XIX w. był modnym uzdrowiskiem, do dziś ostało się sporo willi z tamtych czasów, w tej chwili niestety popadających - poza kilkoma wyjątkami - w ruinę. Jest kościół św Anny, z 1688 roku, z elementami znacznie starszymi, m. innymi z kutymi żeliwnymi drzwiami, (hojnie potraktowanymi sraczkowatą olejną farbą, podobnie jak kościelne ściany). W kościele tym znajdowały się również cenne obrazy, niestety podczas remontu, zniknęły w tajemniczych okolicznościach.
W XVIII w. ok 90 % mieszkańców stanowili Żydzi. W okolicach rynku znajdowała się gigantyczna synagoga, po której nie pozostało nawet wspomnienie. Przy rynku stoi kilka przedwojennych kamieniczek, w tym jedna trzypiętrowa, o której przed wojną pisano w gazetach, że jest "drapaczem chmur". Po drugiej stronie torów znajduje osiedle nowych bloków, a między nimi kawałek cudem ocalonego żydowskiego cmentarza.

Następnie Justek poznał historię głównego placu, przy którym Justek z kotem Filipem ma zaszczyt mieszkać. Z parapetu kot Filip z wielkim zainteresowaniem ogląda wszelkie uroczystości kościelne i państwowe. Kiedyś był to plac targowy.




















Jest w Wypizdowie również elegancki dworzec, obecnie remontowany (wreszcie!) i willa Kaprys, która stanowiła coś w rodzaju szynkwasu dla wyższych sfer, które w XiX wieku przyjeżdżały koleją do Grodziska na pikniki. Szynkwasem zarządzał pewien pan, jego piękna córka popełniła samobójstwo, zostawszy odrzuconą przez kawalera. Zakopano ją w ogródku, bowiem ksiądz proboszcz nie zgodził się na pochowanie jej na świętej ziemi. Jej szczątków do dzisiaj nie odnaleziono, może dlatego, że nigdy nie szukano.




 Obejrzał też Justek piękne oryginalne polichromie Jana Bogumiła Plerscha z 1782, w westybulu pałacu Mokronoskich. W pałacu tym mieści się szkoła muzyczna, westybul zamknięty jest na cztery spusty, Justek obejrzał go dzięki znajomościom Pana Ł.


Dowiedział się też na spacerze, że zarośnięty rów przecinający Wypizdów to nie żaden rów, tylko rzeka Rokicianka. Poza tym Justek straszne zmarzł, bowiem się ubrał nieadekwatnie do pogody i zmókł trochę, ale nie bardzo, bowiem jedna przemiła starsza pani zaprosiła Justka pod swój parasol.




Justek zawsze będzie frajerem


Justek jest frajerem. Tak ludzie mu tlumaczą. Trzy razy znalazł telefon, raz portfel, raz pieniądze, raz łańcuszek. Za każdym razem oddał je właścicielom. Raz usłyszał dziękuję, dwa razy nic nie usłyszał, właściciel super drogiego telefonu, który Justek mu dostarczył, wyrwał go z Justka ręki, nawet nie patrząc w Justka stronę. Mimo wszystko, jeśli jeszcze raz Justek znajdzie telefon lub portfel lub łańcuszek, zrobi dokładnie to samo, odnajdzie właścicieli, by im oddać ich własność. Justek uważa, że tak się robi.

Co jakiś czas Justek uczestniczy w rozmowie na temat rzeczy znalezionych. Za każdym razem dowiaduje się, że jest skończonym frajerem. Znalazłszy portfel, należy wyjąć z niego wszystkie pieniądze i schować do kieszeni, a oddać same dokumenty, znalazłszy telefon, należy wyjąć kartę SIM i sprzedać w podejrzanym komisie, łańcuszek nosić albo oddać do punktu skupu. Ale z ciebie frajer, ale z ciebie frajer -słyszy Justek - Ty sobie nigdy w życiu nie poradzisz. Koleżanka kolegi Justka, spędzając urlop na Teneryfie, znalazła przy basenie portfel należący do Niemca, który mieszkał w pokoju obok. Wyjęła z niego 500 euro, oddała same dokumenty i zupełnie niezawstydzona po powrocie do Polski opowiadała na prawo i lewo jakie miała szczęście. Widzisz Justek, dziewczyna lekką rączką wzbogaciła się o 500 euro, ty byś oddała portfel i tyle. Ale z ciebie frajer, ale z ciebie frajer... 

***
Epilog jak z bajki:

Justek pisał te słowa tydzień temu w niedzielę. Nazajutrz – chcecie to wierzcie, nie chcecie to nie wierzcie – Justek wysiada z pociągu w Wypizdowie, wypożycza rower, chce torbę umieścić w koszyku, a tam na dnie najprawdziwszy ajfon. Ekran miał zablokowany kodem. Jeszcze nie dojechał Justek do domu, gdy zadzwonił właściciel. Justek uspokoił go, że tak znalazł i podał swój adres. Synek zgubił. 

Justek czekał zatem na nastoletniego dryblasa. Półgodziny później dzwonek do drzwi. Justek otwiera. Nikogo nie ma. Spuścił wzrok, a tam ok 6-letni wystraszony kajtek, ściskający w rączkach pudełko ptasiego mleczka, z przejęciem szepcze na jednym wydechu:

Dzień dobry, to ja zostawiłem telefon w koszyku, chciałem pani podziękować, to dla pani. 

Widać było, że kwestię tę przećwiczył co najmniej 1000 razy. Uśmiechnięty tatuś stał trzy metry dalej. Synek miał to sam załatwić w ramach kary. Minę miał nietęgą. Justek już chciał zawołać „Panie, bierz pan telefon, ja biorę chłopczyka!" – ale stłumił swoje pedofilskie zapędy, wziął ptasie mleczko, tatuś z synkiem ładnie się pożegnali, a Justek wycałował kota Filipa. Justek zawsze będzie frajerem. :-)

Justek na finisażu


Justek udał się w do Muzeum Narodowego na finisaż wystawy Olgi Boznańskiej. To jedna z ulubionych Justka malarek. Kolejka jak stąd do końca świata, Justek ledwo zdążył na zajęcia jogi. Do sali z ekspozycją stałą w ogóle nie zajrzał. Justek wie od znajomej malarki, że to, co pokazano na wystawie, to popłuczyny twórczości Boznańskiej, taki szósty obieg. Justek jednak z przyjemnością ten szósty obieg obejrzał. Z okazji finisażu można było za darmo posłuchać przewodnika. Justek nie miał jednak zdrowia zbyt długo przeciskać się przez skłębione poirytowane masy ludzkie , obejrzał wszystkie obrazy i uciekł do sali ze sztuką średniowieczną. 

Do jego uszu dobiegło tylko, że Boznańska pochodziła z bardzo bogatej rodziny. Jej ojciec ją niesłychanie wspierał. Wielu wówczas uzdolnionych malarzy, by przeżyć specjalizowało się w upiększonych portretach, przez co nie mieli szansy rozwinąć skrzydeł. Ona z fotoszopa nie korzystała, sportretowane przez nią postaci - kolokwialnie rzecz ujmując – są czasami brzydkie. Malowała jak chciała, a to luksus, na który niewielu mogło sobie wówczas pozwolić. 

Tu mała dygresja. Justek jest na zakupach w Biedronce. Tłum dziki. Ktoś Justka potrąci - uśmiecha się i przeprasza. To samo na peronie PKP, to samo na bazarze, to samo na ulicy. Justek jest w teatrze lub galerii sztuk pięknych. Towarzystwo z najwyższej półki, wykształcone jak sku*wysyn, zna wiele słów z pierwszej setki, także w innych językach, a słowa "przepraszam" jakoś nie kojarzy, jakby nie istniało. Justek ma parę teorii na ten temat, ale zachowa je dla siebie.

Jedna właśnie taka dama, która wystawę oglądała w towarzystwie innych dam (konwersacja na poziomie akademickim), chcąc bliżej podejść do jednego z obrazów dźgnęła Justka łokciem, po czym popchnęła rączką. Justek miał ochotę złapać starszą czcigodną damę za łokieć i udzielić jej reprymendy na poziomie zdecydowanie nieakademickim. Ale stwierdził, że nie będzie robił przedstawienia, no i ma szacunek dla starszych. Poza tym musiałby udzielić takiej samej lekcji kilkunastu innym starszym damom, które również przepychały się jak kury na grzędzie. Jak bum cyk cyk podobne zachowała Justek obserwuje głównie w teatrach i galeriach sztuki w kręgach "wykształconego jaśniepaństwa". W takich miejscach Justek się zamienia w bolszewika i zaczyna tęsknić za Marksem. 

By poprawić sobie humor udał się Justek do sklepiku, gdzie zakupił pocztówkę z wizerunkiem św. Anny, która jest twarzą Muzeum Narodowego. Justek często miętoli usta wskazującym palcem, stąd darzy ten wizerunek szczególną sympatią, dostrzegając w św. Annie swoją bratnią duszę. Obejrzał również gablotę z figurkami porcelanowych kotów. Justek nie lubi takich durnostojek i żadnej nie chciałby mieć na własność, ale w jednej z figurek rozpoznał kota Filipa, i poczuł coś na kształt wzruszenia.






środa, 13 maja 2015

Justek nie lubi maja.

Justek nie lubi maja. Dla Justka maj to jak dla normalnych ludzi listopad. Okres dystymiczno-depresyjny z tendencją do chwilowej dysforii. Za to listopad Justek bardzo lubi i nie rozumie, o co ludziom chodzi. Justek ma tak co roku, to się przyzwyczaił. W czerwcu Justkowi przechodzi. Dobre i to, że dysforyczne stany coraz rzadsze na korzyść upierdliwej dystymii. Oględnie rzecz ujmując, Justek w słoneczne majowe dni siedzi w czarnej dupie.

Dzięki Bozi, jest Filip. Filip wiecznie zadowolony w życia, co Justka pociesza, bo każdy kto zna Justka i kota Filipa, twierdzi, że Filip to Justka kocie alter ego, że się do Justka upodobnił pod każdym względem, pomijając różnice anatomiczne. To dla Justka wielki komplement.

Majowa depresja stanowi zaś zapowiedź rychłej sławy i bogactwa. Jasnowidzka tak zapowiedziała. Zapowiada to od 13 lat, jak również rychłe zamążpójście, ale to nie powód, by poddawać w wątpliwość jej słowa.


Miesiąc temu powiedziała, żeby Justek uważał na kaszel, bo to się fatalnie skończy. Justek powiedział, że to końcóweczka, bo choruje 2 tygodnie i więcej już się nie da. 2 tygodnie późnej Justek wylądował na ostrym dyżurze, przekonany, że za chwile wykaszle własne płuca (14 lat palił jak smok, ale już nie pali). Powiedziała, że za kilka tygodni Justek będzie w czarnej dupie i Justek się w czarnej dupie znalazł.

Kilka dni temu Justek otworzył na hybił-trafił stary dziennik (czego nigdy nie robi) i wyczytał, że zapowiedziała ciążę dziewczyny P. Justek zapisał i zapomniał, bo P tak się kojarzył Justkowi z ojcostwem, jak wąsy z udanym seksem. Już prędzej wąsy z udanym seksem niż P z ojcostwem. Dwa miesiące później Justek dowiedział się że P zapłodnił swoją dziewczynę. Justek jest w czarnej dupie, ale liczy w tym roku na slawę i bogactwo. Powiedziała też Jasnowidzka Justkowi ponad rok temu, że za półtora roku Justka prawdopodobnie zwolnią z pracy, ale żeby się nie martwił, bo znajdzie dużo lepszą posadę. Justek nie może się doczekać.Justek nie lubi maja.