Czy jest przyjemniejszy
sposób na rozpoczęcie dnia od szklanki soku pomarańczowego i sesji Tai Chi -
Chi Kung? Od Tai Chi przeszłam zgrabnie do jogi, by zakończyć ćwiczenia krótką
relaksacją. Najlepiej zaopatrzyć się w płytę dołączoną w charakterze gratisu do
czasopisma typu Przyjaciółka Pani Domu albo Czajnik Domowy,
chociaż żaden to gratis, bo trzeba dopłacić 3zł. Można też sięgnąć po
podręcznik z lat 80. z czarno-białymi ilustracjami. Na płycie murzyn w lajkrach
albo ładnie opalona pani macha nogą i należy to powtarzać. W razie czego zawsze
można zatrzymać albo przewinąć do tyłu, co by przyjrzeć się z bliska murzynowi,
skorzystać z toalety, nalać sobie więcej soku albo skierować do kota kilka słów
w tonie wychowawczym.
Wyczytałam
w internecie, że w Parku Skarbków w ten weekend można sobie poćwiczyć pod okiem
instruktora, choć pewnie nie będzie to murzyn, ale może chociaż założy lajkry.
Niedzielę mam zajętą, ale w sobotę chętnie przyjdę, mimo, że zajęcia odbywają
się wczesnym świtem, tj. około 10:00. O jakiej barbarzyńskiej porze będę
musiała wstać, żeby zdążyć?
Nie jestem
jak moja koleżanka N, z którą plotkowałam wczoraj około godziny 23 przez
telefon. N właśnie wróciła z biegania i przymierzała się do malowania paznokci,
by nazajutrz wstać o 3:30 (tak, o 3:30, nawet mój kot o tej porze przekręca się
na drugi bok) i być jak młoda bogini.
A propos
czasu. Kiedy wreszcie naprawią zegar na deptaku? Człowiek śpiesząc się na
pociąg zawsze mógł nań zerknąć, by się zorientować, czy już zacząć biec, czy
wystarczy truchtać. A teraz jakieś gimnastyki trzeba wykonywać, żeby znaleźć
komórkę w torebce. Oj Justek, Justek, ty mankamencie, sportowa z ciebie
dziewczyna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz