poniedziałek, 1 października 2012

Wódka w kontekście międzykulturowej transgresji





Zajrzałam dzisiaj do skrzynki na listy, a dawno jej nie otwierałam z obawy przed korespondencją od złych sióstr. Jedna ma na imię Gazownia, a druga Elektrownia. Nie wiedzieć czemu, prześladują mnie od lat. Nie zapytają, co u mnie, czym zdrowa, jak miewa się kot, tylko piniendze im w głowie i pieniendze...
Na razie skromnie milczą. Znalazłam za to pocztówkę od P i S, musiała już leżeć tam długo, bo już ruski miesięc minął odkąd P i S wrócili do kraju. Treść karteczki niezmiernie mnie wzruszyła, a jej złotko, światełka i fikuśny rozmiar połechtały najwrażliwsze obszary mojego serca. Napisali tak:
Tym razem kartka ładna, brzydkich nie było :-)...
A i drobniaki zostały to i tak trza było wydać! :-)
pozdrówki
Wzruszona powiesiłam kartkę na lodówce, obok kartek od W. W to mój niezmiernie zdolny kolega, którego poznałam w trakcie studiów na łódzkiej ASP. Przezywałam go kujonem, co wynikało ze zwykłej, ordynarnej zawiści. Malowaliśmy razem w pracowni malarstwa. Od martwej natury z butelką po studium pana Darka w samych majtkach. Nauczył mnie podstaw grafiki komputerowej, dzięki czemu w bólach zaliczyłam informatykę, ja zaś wtajemniczyłam go w tajniki picia wódki z gwinta na parkowej ławce. Piękny ten przykład międzypokoleniowej wymiany doświadczeń i kulturowej wręcz transgresji opiewany być powinien co najmniej w szkolnych czytankach. Kujon W dzięki swojemu talentowi i niezwykłej pracowitości osiągnie kiedyś niebywały sukces. Oby tylko nie zapomniał, kto go nauczył pić wódkę z gwinta.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz