Jeśli ktoś myśli,
że życie pod jednym dachem z Filipem to czysta sielanka, ten jest w mylnym
błędzie. Czego to nie potrafi wyczyniać nasz Filip o kocim rozumku! Potrafi
włamać się do szafki i urządzić w niej koci domek, oblepiając swoją sierścią
każdy zakamarek. Wie, w jaki sposób włamać się do szkatułki z biżuterią, by
wyjąć z niej kolczyki i schować je pod wanną. Troszczy się o swoją pańcie,
przynosząc jej małe jabłka do łóżka, choć z drugiej strony, podbiera jej
pieniążki. Potrafi o drugiej w nocy wdrapać się na półkę w kuchni, wsadzić łapę
do pojemnika, wyjąć z niego pestkę awokado i urządzić w przedpokoju Mistrzostwa
Świata. Potrafi rozciągnąć się jak długi, by stojąc na tylnych łapkach,
przednimi eksplorować blat biurka. Pozostawione przez pańcię nieopatrznie
skarpetki na fotelu znikają w dziwnych okolicznościach, jak też gumki do
włosów z komody czy nici dentystyczne z
łazienkowej półki. Uwielbia wskoczyć do wanny, nacieszyć się jej mokrym dnem, po
czym zostawić ślady łapek w najmniej spodziewanych miejscach. Pańcia palec
podnosi, co by pogrozić kotu w tonie wychowawczym , a ten myśli, że chce z nim
piątkę przybić, podnosi łapkę i przybija. Ale to jeszcze pikuś.
To, że nauczył się
jakiś czas temu płakać i wyje przy lada okazji, to także fraszka, a płacze bo
zły, bo znudzony albo tak sobie, dla sportu, o trzeciej nad ranem. Pańcia woła:
Cicho bądź ty kocmołuchu!, ale sierściuch przyjmuje komunikat za dobrą monetę,
wyraz aprobaty i zaproszenie do dalszej dyskusji. Wyje w kozie i poza kozą.
Kilka dni temu
Justek o mało co nie spóźnił się do pracy. Uchylił na chwilę drzwi balkonu, by
wpadło nieco do domu powietrza i słońca.
Sierściuch wyskoczył na dwór jak wpuszczony z procy kasztan i sprawnym susem
przetransportował się na balkon sąsiedzki. A tu już hulaj dusza, piekła nie
ma...Ciuchcia się zbliża do Grodziska, Justek prawie spóźniony. Groźby i
prośby, prośby i groźby...Szaleństwo. Kot się ulokował w najciemniejszym koncie
i zadowolony z siebie wpatrywał się w pańcię niewzruszony jej spazmami. W końcu
dał się przekupić, dzięki szybkiej Justka kontrreakcji na kocią obojętność,
Justek zdążył na pociąg, Justek to w ogóle w czepku urodzony.
Nazajutrz wsadził mordkę w Justka kwiatki i twierdził, że to wcale nie on.
Kilka
dni później Justek wraca do domu w godzinach późnowieczornych pociągiem z
kibolami. Kibole sympatyczni i uchachani po meczu Polska-Anglia, tym co się nie
odbył z powodu małego nieporozumienia związanego z dachem( "Jakbym został
w domu i skrobał marchewkę, to by przynajmniej żona nie był wku*wiona, a tak
żona wku*wiona, ja wku*wiony...ech...") Na Zachodnim wysiedli, co by się
przesiąść w pośpieszne, zmierzające w ich zakątki kraju, a Justek otumaniony
ciszą, jaka zaległa wsłuchał się w deszcz ( w istocie Justek za głuchy, by
jadąc pociągiem, wsłuchiwać się w deszcz, ale tak jakoś poetycko mi się
napisało). W domu kot, jak już się przywitał, uderzył w ryk. Chyba chciał na
klatkę schodową, której ostatnimi czasy unika po konfrontacji z różnymi starszymi
paniami (panie są urocze, ale głośno mówią i stukają laskami, żadna go nie
chciała- na razie - przerobić na pasztet). Justek włączył sobie komputerek i
zatonął w odmętach internetu. Godzinę później, a było grubo po północy,
zaniepokoiła go obca temu mieszkaniu ostatnimi czasy, głęboka cisza...I wtedy
przypomniał sobie Justek, że wyrzucił swojego kiciusia rozkosznie za drzwi.
Wyszedł zatem na klatkę schodową w poszukiwaniu sierściucha., ale tam go nie
zastał...Otwarte na oścież drzwi frontowe nie pozostawiły wątpliwości co do
celu wędrówki Filipa. Bambaryła na szczęście daleko nie polazła, deszcz padał,
zimno się zrobiło, poza tym delikutaśnik nie przywykł do takich wycieczek. Siedział
pod jednym z samochodów, ale stanowczo odmówił powrotu do domu. Ktokolwiek z
mieszkańców naszego bloku stanął w oknie około pierwszej - drugiej w nocy, mógł
zobaczyć młodą sąsiadkę, jak ugania się przez pół godziny za oszalałym ze
szczęścia kotem, zagląda pod samochody i za śmietnik, i woła, woła, woła. Tym
razem kot nie dał się nawet przekupić,
na szczęście popełnił ten błąd strategiczny, iż wlazł na drzewo, a stamtąd go
Justek ściągnął w trymiga i zaniósł białą, mokrą kulkę, wymachującą na
wszystkie strony łapami i nijak nie potrafiącą pojąć swoim kocim rozumkiem, jak
człowiek przy swoim geniuszu potrafi zepsuć taką fajową zabawę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz