Aby zaliczyć kurs, Justek musiał zrobić
prezentację na podstawie wybranej lektury. Jak wiemy, Justek się mocno ociągał
z wyborem tematu, by obudzić się z ręką w nocniku i z przerażenie stwierdzić,
że nic nie ma. Kiedy już w pocie czoła i przerażeniem w oczach wybrał swój
temat, okazało się, że ten już jest zaklepany przez koleżankę Alę. Ta widząc
Justka zmagania z materią, zaproponowała scedowanie tematu na Justka, za co
Justek był gotów całować ją po rękach.
Smilla w labiryntach śniegu. 450 stron, trochę kryminał, miejscami romans,
w dużej mierze esej o zabarwieniu politycznym i kulturowym, wyrafinowany w
warstwie literackiej, uczta dla umysłu i ducha. W dodatku autor to oszołom w
najlepszym tego słowa znaczeniu. Nie ma samochodu, telefonu ani telewizora.
Codziennie pisze, a przed pisaniem medytuje. Po Kopenhadze, gdzie mieszka,
porusza się starym rowerem, a wakacje spędza wśród ludzi z kenijskiego
plemienia, z którego wywodzi się jego piękna żona. Nie wyczytałam w przedmowie,
że ma kota, ale jestem o tym przekonana. Oszołom bez kota, to jak Dynastia bez
Alexis (na marginesie śniło mi się tej nocy, że występuję w Dynastii, a to pod
wpływem felietonu Doroty Masłowskiej z grudniowego numeru Zwierciadła,
polecam).
Justek wpadł na pomysł, iż podkreśli w powieści
zdania kluczowe dla jej klimatu i treści, skupiając się bardziej na warstwie
obyczajowej i prawdzie psychologicznej, skracając wątek kryminalny do
niezbędnego minimum. I podkreśli te zdania w taki sposób, by czytane jedno po
drugim tworzyły logiczny ciąg, stanowiący w pewnym sensie streszczenie fabuły,
jak i justkową reinterpretację utworu. Ten aspekt najbardziej zainteresował
Justka. To byłoby niesamowite, gdyby każdy z uczestników kursu stworzył własne
streszczenie zbudowane z wybranych zdań. Powstałyby najróżniejsze historie
usnute na kanwie jednej opowieści. Justek intensywnie pracował całe dwa
tygodnie, wykorzystując każdą wolną chwilę ograniczonego czasu - w pociągu,
tramwaju i na przystanku. Na kilka dni przed terminem przestał sprzątać, gotować
i prać, a nawet - o zgrozo - zaczął emocjonalnie zaniedbywać kota Filipa.
Planował zrobić podkład muzyczny i kupić ciastka, ale zabrakło czasu. Na
szczęście Nasza Pani Prowadząca stanęła na wysokości zadania i przyniosła trzy
opakowania.
Justek miał stresa. Ale drodze na uczelnię minął
jakąś kobitę i ta powiedziała: Nie boj się, idź i Justek uznał, że to znak (
Wyjaśniam tu, że Justek nie bierze narkotyków, pani mówiła to do telefonu
komórkowego, który miała przy uchu). Na odczyt zostało mało czasu, bo poprzednie
prezentacje się przeciągnęły, Justek zaczął się denerwować, czy jego pomysł
wypali, a denerwował się potrójnie, przez PMS (w trakcie PMS Justek jest gotów
wszczynać burdy na ulicy, zaczepiać wyrostków przed sklepem monopolowym i
krzyczeć na kota Filipa, wychodzą z Justka najgorsze wady).
Justek zaczął czytać. Rano zrobił próbę
generalną, odczyt trwał godzinę. Kot Filip zasnął po pięciu minutach. Wydawało
się Justkowi, że wpadł na całkiem niezły pomysł z tym streszczeniem, ale już po
pięciu minutach w głowie pojawiła się myśl: Oj Justek Justek, to był jednak
ch*jowy pomysł. Ale szoł mast goł on, jak mężczyzna zacznie, to wypada skończyć
z honorem. Justek czytał i czytał, audytorium się wykruszało, na koniec została
już tylko garstka tych najlepiej wychowanych, a i ta wierciła się na krzesłach,
jak kot Filip z pełnym pęcherzem, nerwowo spoglądając na zegarki. Po godzinie
Justek skończył przemowę. - To dla mnie było dużo trudniejsze, niż dla was - mówię.
Wierzymy - powiedziała prowadząca - starając się wymyśleć jakiś komplement.
Czułam się jak w teatrze - powiedziała. Szczerze chciała Justka pocieszyć, bo
jest osobą wyjątkowo wrażliwą i dobrą. No
ale co tam! Przecież nie o to chodzi, co jak komu wychodzi. Ważny jest proces,
nie wynik, powtarzał sobie Justek dziarsko maszerując do domu. Justek odbył
długą i piękną podróż, to czego się dowiedział i dowie jeszcze, kiedy
podświadomy proces myślowy wyda owoc w postaci świadomych wniosków, na zawsze
pozostanie jego. W głównej bohaterce znalazł w dużej mierze siebie i wiele z
jej przemyśleń jest jego przemyśleniami. Nie potrafiłby jedynie tak pięknie
ująć ich w słowa. Ten oszołom bez telefonu, poruszający się po Kopenhadze
rowerem i dyskretnie milczący odnośnie kota ma niezwykły talent. I chętnie Justek
pozna inne jego książki. Szkoda tylko, że nie są dostępne w Powiatowej
Bibliotece w Grodzisku Mazowieckim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz