piątek, 28 grudnia 2012

Chytra baba z Grodziska



Mieliśmy dzisiaj wigilię w naszym dziale, co oznacza jak wiemy darmową wyżerkę. Nie to, że firma coś postawiła, co to to nie. To bardzo biedna korporacja, stać ją na wydarzenia za miliony złotych, tj. tfu eventy, ale nie ma pieniędzy na kawę dla pracowników. Zatem każda mrówka musiała coś przynieś we własnym zakresie, chodziło o produkty domowej roboty. Jeden przyniósł samodzielnie kupioną sałatkę, inny samodzielnie nabytego śledzia, jeszcze inny nadwyrężył drogi samemu idąc do sklepu po barszczyk w kartonie. Justek też nie od macochy wzięty, przytargał własnoręcznie zakupioną siatę mandarynek. Na szczęście obyło się bez scen typu rzucanie się w ramiona z kierownikiem działu (kierowników akurat mamy bardzo w porządku, w przeciwieństwie do cieciów na ochronie) pocałunki z kolegą pachnącym cebulą czy koleżanką wcinającą chipsy ani rzewnych opowieści, kto co robi w święta i z kim oraz ile to będzie go kosztowało w sensie finansowym. W takiej firmie jak nasza ludzie pracują i na przerwie co najwyżej mogą sobie pozwolić na pieroga z torebki. Justek głodny do firmy jakiś zajechał, miał drugą zmianę, a przed zmianą akurat nic nie jadł. Rzucił się zatem na darmowe jadło niczym chytra baba z Radomia. A na koniec zawinął jeszcze jedną rolkę różowego papieru. Fenks Gad its Krismes.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz