Praca w korporacjach ma te dobre strony,
w przeciwieństwie do firm-krzaków, że podlega procedurom. Jedną z takich
procedur jest obowiązek pracy w wyznaczonych godzinach. Ni mniej ni więcej. Dodatkowo
od czasu do czasu pojawia się możliwość dorobienia w niedzielę w ramach
nadgodzin. Zdarza się to rzadko, co prawda, ale się zdarza. I Justek się na
takie nadgodziny ostatnio zapisał. Na 12 godzin. Słownie: dwanaście.
To była pierwsza Justka okazja, by
popracować w nowej siedzibie. Okazałej, dodajmy, z fontannami, gadającymi
windami, konsjerżem i koszami na śmieci po 800 zł każdy. 800zł to akurat połowa
pensji przeciętnego pracownika najniższego szczebla, a właśnie z takich się
firma składa w znacznym stopniu. Firma wybudowała swoją siedzibę w
korporacyjnym zagłębiu, gdzie Justek wbrew pozorom nie ma tak daleko. Raptem 10
minut SKM-ką z Dworca Zachodniego.
Do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy
Justek się załapie na te nadgodziny, bo w ostatniej chwili - piątkowe
popołudnie - ktoś się zreflektował, że Justek ma zakaz wstępu do pomieszczeń w
nowej siedzibie. A że tam każde drzwi poza kibelkiem zabezpieczone czytnikiem,
Justek nie miał szansy się tam nawet włamać. Ale udało się. Podku*wiony
kierownik zadzwonił do Justka w piątkowy wieczór z informacją, że udało się
wszystko i Justek w niedzielę pracuje.
Wstał zatem Justek w niedzielę o 4 rano
po dwóch godzinach snu (nie balował, tylko jakoś spać mu się nie chciało). Jego
rodzony kot Filip patrzył na niego jak na idiotę. Pierwszy raz Justek obudził
kota, a nie kot Justka. Normalnie jaja. Na miejsce trafił szybko. Sam się
zdziwił. Trzy dni zajęło mu jednak opracowanie optymalnej trasy (nielegalne
schodki z płyt chodnikowych, dziura w siatce, przemarsz przez plac budowy).
Prowadziła go gwiazda betlejemska w kolorze magenty. W środku też się zgubił,
po tym jak wpadł w oszołomienie na widok fontanny. Kto pracował w takich
molochach, ten wie, że sektory i dziesiątki pokoików porozmieszczane są na
chybił trafił. To nie jest tak, że jest sala nr 7, za nią, 8, 9, 10 i tak
dalej. Jest 7, 8, 9 a 10 w drugim skrzydle między kibelkiem a schowkiem na
szczotki. Bożenko!
Dotarł Justek jednak na miejsce, ze
zgrozą konstatując, że nie wie, gdzie jest jego nieprzygotowane jeszcze miejsce.
Największy oszołom w dziale, a może i w całej firmie, zaproponował ofiarnie, by
Justek usiadł obok niego, na co Justek skwapliwie przystał, bowiem mało
awanturujący się jest. Usłyszał, że ładnie mu w okularach (Justek od oszołoma,
nie oszołom od Justka, chociaż oszołomowi też ładnie w okularach). I tak Justek
wrócił do starej i pięknej tradycji posiadania w pracy absztyfikanta :-).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz