W czwartek i w piątek w CSW odbyły się
wykłady powiązane z aktualną wystawą ukraińskiej fotografii. Na jednym i drugim
B. symultanicznie tłumaczyła siedząc w budce tłumacza. Na pierwszym Justek nie
był, zatem się nie wypowie, na drugi się udał, o drugim będzie ten wpis. Miał
zamiar Justek pojechać w czwartek, kiedy jest wejście za fri, obejrzeć zdjęcia,
a potem skoczyć na wykład, by się czegoś więcej dowiedzieć. Ale w nocy ze środy
na czwartek Justek krótko spał. Nie miał siły, zwłaszcza, że deszcz padał, a
Justek nie chadza z parasolką, żeby się nie zamoczyła. Wilgoć szkodzi
parasolkom.
W piątek wyspany, powziął spontaniczną
myśl, by pojechać do CSW i się czegoś dowiedzieć o ukraińskiej fotografii. Po
drodze złapała go ulewa, przemókł strasznie. Na wystawę już było za późno.
Spotkał B. Oprócz Justka przyszedł też jeden starszy pan. Pan troszkę się
zdziwił frekwencją, pocieszył go Justek, że jest on i jest Justek, czyli są
wszyscy. Pan zachichotał zakłopotany, Justek pochwalił samą siebie, że w porę
ugryzł się w język i nie użył słowa randka.
Wykład trwał dwie godziny. Odbył się w
języku rosyjskim, którego Justek osobiście nie zna. Pani artystka pokazywała
slajdy i opowiadała. Za oknem ulewa, w sali światła przytłumione, u boku
kawaler, piękna pani łagodnym głosem opowiada o sprawach, których Justek nie ma
prawa rozumieć. To było bardzo ciekawe doświadczenie, SPA dla duszy. Mimo
bariery językowej, Justek czuł, że nawiązał dialog z prelegentką dużo większy
niż na UW, słuchając o subwersywnej komparatystyce. Po wszystkim B wyszła ze
swojej budki, pytając o wrażenia. Była zaskoczona, gdy dowiedziała się, że
Justek nie zna rosyjskiego. Wyglądałaś, jakbyś rozumiała wszystko, powiedziała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz