wtorek, 13 listopada 2012

Jak Justek wyruszył po kaganek oświaty



Zatem Justek wybrał się na Żurawią po swój kaganek oświaty, nawet żakiet założył i koszulę z kołnierzykiem. Wcześniej w bibliotece powiatowej w Grodzisku Mazowieckim zaopatrzył się w stosowną literaturę. Znalazł budynek, ale nijak nie mógł odnaleźć właściwej sali. Na stronie nie podali numeru, sekretariat zamknięty, na szczęście pan z portierni stanął na wysokości zadania i skierował Justka do piwnicy, a tam w sali bez okien już się zaczęły zajęcia, na początek zapoznawczo-poruchawcze, kim jesteś, jak się nazywasz, nowy czy recydywa. Justka też to nie ominęło, choć nie lubi takich historii, ale jakich to przeszkód człowiek nie musi pokonywać, przez jakie barykady się przedzierać w drodze do celu upragnionego, a celem tym jest zostanie obytą i wykształconą kobietą z klasą. Przyszło nawet dwóch facetów, w tym jeden hetero. Prowadząca okazała się przesympatyczną dziewczyną, co Justka nauczyło nie wyciągać pochopnych wniosków na podstawie zdjęć zamieszczanych w prasie kolorowej.
Jak już się każdy przedstawił i zdradził, skąd i w jakim celu przybywa, pani prowadząca przystąpiła do lektury Amy Tan Klub Radości i Szczęścia Przeczytała trzy dłuższe fragmenty, na dwóch się Justek nawet skupił i obiecał sobie przeczytać książkę w całości, zwłaszcza, że jest dostępna w bibliotece w Grodzisku Mazowieckim. Przedstawia losy czterech chińskich emigrantek, spotykających się raz w tygodniu na partyjce madżonga i snujących opowieści o dalekim kraju, oraz historie ich córek, urodzonych w już Ameryce i wychowanych w amerykańskiej kulturze i obyczajowości.
Pierwszy fragment stanowił o fabryce chińskich ciasteczek i dwojgu chińskich narzeczonych, z których każde posługiwało się innym dialektem, a angielski nie był im specjalnie znany, zatem rysowali chińskie piktogramy, za pomocą których budowali swój wspólny język. A potem, gdy już opanowali język wspólny wszystkim, język kraju w którym się osiedlili, zrozumieli, że nie mają o czym ze sobą rozmawiać, im więcej słów przyswajali, tym trudniej im było o porozumienie.
Drugi opowiadał o młodej dziewczynie, która zaprosiła na kolację swojego amerykańskiego narzeczonego, a ten, nieświadomy rytuałów obcego kulturowo świata, popełnił masę gaf. I gdy już myślała, że ze związku nici, wobec braku aprobaty matki, skonfundowanej niestosownym zachowaniem absztyfikanta, usłyszała od rodziców: Ależ kochanie, lubimy go, jest w porządku.
A trzeci opowiadał o bliźnie i zupie, a pod względem literackim był zdecydowanie najlepszy. Pech chciał, że to był ten fragment, na słuchaniu którego Justek nijak nie potrafił się skupić i nie potrafi powtórzyć, jakie niósł przesłanie. Chyba był o tym, że życie jawi się w niecodzienny sposób w codziennych sprawach, a ból zasklepiony w środku obrasta w kolejne warstwy.
Możliwe, że to nie tak, nie wtedy i nie o tym. I to, co zobaczył i usłyszał Justek wcale się nie wydarzyło. Ale chyba właśnie o to chodzi, by czytać słowa i treści między słowami i poprzez historie pochodzące z zewnątrz rozumieć bardziej tę wewnętrzną historię.
Były też upominki: chińskie ciasteczka z wróżbą. Wróżba Justka:
Poznasz osoby o wielkim znaczeniu. Będzie to dla Ciebie bazą do dużego sukcesu. Nie pozwól tylko ponieść się nerwom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz