Zatem Justek wybrał
się na Żurawią po swój kaganek oświaty, nawet żakiet założył i koszulę z
kołnierzykiem. Wcześniej w bibliotece powiatowej w Grodzisku Mazowieckim
zaopatrzył się w stosowną literaturę. Znalazł budynek, ale nijak nie mógł
odnaleźć właściwej sali. Na stronie nie podali numeru, sekretariat zamknięty, na
szczęście pan z portierni stanął na wysokości zadania i skierował Justka do
piwnicy, a tam w sali bez okien już się zaczęły zajęcia, na początek
zapoznawczo-poruchawcze, kim jesteś, jak się nazywasz, nowy czy recydywa.
Justka też to nie ominęło, choć nie lubi takich historii, ale jakich to
przeszkód człowiek nie musi pokonywać, przez jakie barykady się przedzierać w
drodze do celu upragnionego, a celem tym jest zostanie obytą i wykształconą
kobietą z klasą. Przyszło nawet dwóch facetów, w tym jeden hetero. Prowadząca
okazała się przesympatyczną dziewczyną, co Justka nauczyło nie wyciągać
pochopnych wniosków na podstawie zdjęć zamieszczanych w prasie kolorowej.
Jak już się każdy
przedstawił i zdradził, skąd i w jakim celu przybywa, pani prowadząca
przystąpiła do lektury Amy Tan Klub Radości i Szczęścia Przeczytała trzy dłuższe fragmenty, na dwóch się Justek nawet skupił i
obiecał sobie przeczytać książkę w całości, zwłaszcza, że jest dostępna w
bibliotece w Grodzisku Mazowieckim. Przedstawia losy czterech chińskich
emigrantek, spotykających się raz w tygodniu na partyjce madżonga i snujących
opowieści o dalekim kraju, oraz historie ich córek, urodzonych w już Ameryce i
wychowanych w amerykańskiej kulturze i obyczajowości.
Pierwszy fragment stanowił
o fabryce chińskich ciasteczek i dwojgu chińskich narzeczonych, z których każde
posługiwało się innym dialektem, a angielski nie był im specjalnie znany, zatem
rysowali chińskie piktogramy, za pomocą których budowali swój wspólny język. A
potem, gdy już opanowali język wspólny wszystkim, język kraju w którym się
osiedlili, zrozumieli, że nie mają o czym ze sobą rozmawiać, im więcej słów
przyswajali, tym trudniej im było o porozumienie.
Drugi opowiadał o
młodej dziewczynie, która zaprosiła na kolację swojego amerykańskiego
narzeczonego, a ten, nieświadomy rytuałów obcego kulturowo świata, popełnił
masę gaf. I gdy już myślała, że ze związku nici, wobec braku aprobaty matki, skonfundowanej
niestosownym zachowaniem absztyfikanta, usłyszała od rodziców: Ależ kochanie,
lubimy go, jest w porządku.
A trzeci opowiadał
o bliźnie i zupie, a pod względem literackim był zdecydowanie najlepszy. Pech
chciał, że to był ten fragment, na słuchaniu którego Justek nijak nie potrafił
się skupić i nie potrafi powtórzyć, jakie niósł przesłanie. Chyba był o tym, że
życie jawi się w niecodzienny sposób w codziennych sprawach, a ból zasklepiony
w środku obrasta w kolejne warstwy.
Możliwe, że to nie
tak, nie wtedy i nie o tym. I to, co zobaczył i usłyszał Justek wcale się nie
wydarzyło. Ale chyba właśnie o to chodzi, by czytać słowa i treści między
słowami i poprzez historie pochodzące z zewnątrz rozumieć bardziej tę
wewnętrzną historię.
Były też upominki: chińskie
ciasteczka z wróżbą. Wróżba Justka:
Poznasz osoby o wielkim znaczeniu. Będzie to dla Ciebie bazą do dużego
sukcesu. Nie pozwól tylko ponieść się nerwom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz