Zatem Justek ćwiczy jogę od 1 czerwca, kiedy to szacowna
korporacja wręczyła mu kartę fit profit, za którą odciągają mu z pensji 65 zł
miesięcznie. Karta fit profit otwiera drzwi prawie wszystkich fitness clubów
Polsce. W samym Grodzisku Justek ma z kilkanaście miejsc, które może codziennie
odwiedzać, w tym basen pływacki i kort tenisowy, ale Justek nie umie pływać ani
grać w tenisa. Chodzi zatem na jogę do Domu Rzemiosła. Dom Rzemiosła znajduję
się nieopodal Justka domu. Justek ma to szczęście, ze mieszka przy głównym
placu miasta i może z balkonu oglądać
wszystkie miejskie defilady. No i wszędzie ma blisko.
Justek trochę bał się iść na jogę, bo Justek zawsze był
ostatnią fujarą na w-fie i wspomina w-f jak jedną wielką traumę. Wchodził na
salę gimnastyczną fizycznie i nerwowo sparaliżowany i tak też się zachowywał.
Inna sprawa, że miał fatalne w-fice, w sensie baby uczące w-fu, które
ośmieszały Justka przed całą klasą, co miało go niby zmotywować. No i zwłaszcza
w liceum w-f to była jedna wielka rewia mody. I Justek czuł się jak Kopciuszek
w swoich starych getrach.
Ale co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. Justek
kupił na wyprzedaży dwie pary rajtek i pomaszerował ćwiczyć do Oli i Łukasza. Ola
i Łukasz to jogini pełną gębą. Ćwiczą od rana do wieczora. Joga to całe ich
życie. Jeżdżą po świecie na kursy dla wtajemniczonych, piszą artykuły i
tłumaczą książki. Mają też dużą wiedzę na temat anatomii. Ola studiowała
rehabilitację, ma tytuł mistrzowski z naturoterapii i oprócz jogi zajmuje się również
terapią czaszkowo-krzyżową. Łukasz z kolei jest bardzo uzdolniony
kinestetycznie i niezwykle powyginany. Potrafi wyjąć mięsień prosty z brzucha i
wywijać nim młynki. Nie są to zatem jacyś
tam nauczyciele w-fu, którzy uczą jogi w przerwie między siłownią, ping-pongiem
a pilatesem.
Justkowi na początku było trudno. Justek po pierwsze ma krzywy
i slaby kręgosłup, po drugie potwornie zrotowaną miednicę. Ola podobno nigdy
tak zrotowanej miednicy nie widziała. Po trzecie ma straszne przykurcze. W
sensie nieporozciągany jest zupełnie. A w maju w ramach badań pozwolił się
przypiąć do dziwnej maszynki, która wykazała, że Justek – rozmiar 34 – ma
nadwagę pierwszego stopnia i otłuszczone narządy wewnętrzne. To przez zanik
mięśni.
Justek zapisał się zatem na jogę i odtąd przychodzi prawie
codziennie. Ola i Łukasz się Justkiem
bardzo serdecznie zaopiekowali. Justek
się w ogóle nie musiał wstydzić swojego gimnastycznego nieokrzesania. I mimo,
że Justek przez pierwszy miesiąc nie umiał zrobić absolutnie nic, wspierali go całym
sercem. Każdy ma inne ciało, mówili i każde ciało jest OK. Nad każdym ciałem
można pracować. I Justek pracuje. Po trzech miesiącach zaczął powoli łapać,
teraz już sobie nawet nie najgorzej radzi.
Wiele się nauczył. Na przykład tego, że rozciąganie jest
szkodliwe i że na jodze nie wolno się rozciągać. Bo można sobie uszkodzić
włókna nerwowe i najlepiej ćwiczyć na lekko ugiętych nogach. Joga służy
wzmacnianiu mięśni, a nie ich rozciąganiu. Rozciąganie pojawia się przy okazji,
po kilku latach praktyki.
Chodzą z Justkiem prawie same kobitki, sporo takich 50 plus,
które odchowały już dzieci, ale są i młodsze. Atmosfera jest bardzo rodzinna i
nie ma rewii mody. Jedna dziewczyna ćwiczy w kalesonach. Jest bardzo fajna
zakochana para 40-latków i bardzo fajna para zakochanych 60 latków. I jedna
para zakochanych lesbijek. Faceci szybko wymiękają. Zwłaszcza tacy po
siłowniach. Tacy po siłowniach mają trzy mięśnie wyćwiczone, a pozostałe to
flaczki. I ledwo zipią na jodze. Po 2-3 zajęciach rezygnują. Jeden to się tak
pocił, że aż kałużę wypocił. Justek się już wcale nie poci.
W czerwcu nie potrafił zrobić nawet drzewa. Noga mu się
ciągle obsuwała i był święcie przekonany, że to kwestia śliskich rajtek. Teraz
nie tylko drzewo robi, ale i zrobi kruka. Nie staje jeszcze na głowie i nie
robi mostka, ale to kwestia czasu.
Żadna z tych pań to nie Justek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz