środa, 4 września 2013

Wycieczka rowerowa


Justka zaprosili na wycieczkę rowerową, to pojechał. Plan był taki, że kto rowerowy, ten się zjawia o 14, czy jakoś tak, a ten bez roweru o 16:30. Justek stwierdził, że w wyobraźni to z niego może i jest cudowne dziecko dwóch pedałów, ale w rzeczywistości żaden Rysiek Szurkowski i z Grodziska na Białołękę do Ż nie dojedzie. Postanowił zatem skorzystać z tej drugiej opcji i było mu nawet trochę smutno, ale jak się później okazało, na tę wycieczkę rowerową nikt nie zabrał roweru.
Justek już był raz u Ż, ale za Chiny nie pamiętał, w jaki sposób się do niej dostał. Justek ma kiepską pamięć topograficzno-przestrzenną, nijak nie wie, jak dojechał, ni cholery nie wie w jaki sposób wrócił. Sprawdził co prawda w Internacie autobus, udał się na wskazany przystanek przy Centralnym, ale za nic nie znalazł tam swojego drivera. Postanowił się przemieścić pod Domy Centrum, pogoda ładna, makijaż se zrobił, to mógł się trochę polansować chłopak. Pod Domami też nie znalazł rzeczonego busa, a że jakaś młodzież waliła w bębny, co denerwowało, Justek wpadł na genialny w swej prostocie pomysł, że wsiądzie w pierwszy lepszy autobus i pojedzie na Bankowy. Z Bankowego wszystko jeździ. Jak pomyślał tak zrobił. Niestety po raz wtóry w życiu pomylił Kino Muranów z Feminą, w wyniku czego został porwany nie tam gdzie trzeba, skąd się doczłapał do Ratusza, odkrywając przy okazji uroki Nowolipia. Wsiadł w metro, z metra wylazł na Gdańskim, a tam, że chłopak rezolutny, zamiast usiąść i płakać, zadzwonił do Ż i z jej pomocą drogę właściwą znalazł. Spóźnił się tylko 1,5 godziny.
Wręczył gospodyni własnoręcznie zakupione ciasto greckie z orzechami i czekoladą i przystąpił do wcinania wiktuałów, po zgłodniał strasznie po drodze. Spotkał całą ferajnę z wyjątkiem J, która pojechała na warsztaty grania na fujarce i R, która też nie przyjechała, ale Justek nie wie dlaczego. Nawet T się pojawił, zupełnie odmieniony. Włosy długie ściął i zapuścił wąsy i na Justka oko znowu urósł ze 20 cm (Justek zmalał?). R przeczytał bardzo ciekawe opowiadanie o synagodze przerobionej na basen, usunie mizoginiczne wtręty i może wysyłać na konkurs. B przeczytał opowiadanie o panu, który morduje i zjada dzieci, ale Justek już tak był zmęczony, że nic mądrego nie umiał powiedzieć. K wprowadziła Justka w arkana miejskiej wypożyczalni rowerów. Ż pokazała Justkowi Absztyfikanta, którego Justek jeszcze nie widział. Kris jak zwykle nic nie jadł, za to Justek wcinał za dwóch, co by się nie zmarnowało, szczególnie preferując zestaw ser pleśniowy-oliwka-świeży ananas-pomidorek. A na deser rurki, które obdzierał ze skórki. R powiedział komplement, że się Justek tym razem nie ubrał jak feministka tylko jak laseczka. Co fakt to fakt, Justek swoją drogą obiecał sobie baczniejszą uwagę zwracać na ideologiczną wymowę dobieranej garderoby. Obiecał sobie również panować nad swoim faszyfeminizmem. Ale to już po wizycie, przed wizytą postanowił być miłym dla M, co okazało się nie takie trudne, bowiem M przyjechał w godzinach wieczornych i tylko raz go Justek zdążył nazwać oszołomem.
Nakarmieni udali się na wieczorny spacer, na którym M tradycyjnie wtajemniczył Justka w pikantne szczegóły ze swojego życia, których Justek wcale nie chciał poznawać. Na szczęście miał u boku T, a trójkąt to najstabilniejsza figura. Fajnie było na tych rowerach :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz