Justka odwiedziły w Grodzisku Mazowieckim
dwie czarodziejki. Jedna duża, druga mała. Z myślą o tej małej - i w ogóle,
żeby się popisać, że go stać - Justek kupił wszystko, co maleńkie: jajeczka przepiórcze, pomidorki
winogronowe, ogóreczki gruntowe, małe rzodkieweczki, roszponkę, cebulkę
szalotkę, cienką bułeczkę, makaron w kształcie kokardek i malutki czosneczek, a
dla siebie i dużej czarodziejki piwo jabłkowe z maleńką zawartością alkoholu.
Bułeczkę podpiekł w piekarniku i zrobił małe kanapeczki, z których Mała
Czarodziejka skosztowała jedynie pastereczki z przepiórczych jajeczek, dzięki
czemu zostało więcej dla większych.
Justek pokazał swoje mieszkanko, niesprzątane od tygodnia, bowiem dzień
poprzedni spędził Justek na plenerze na Stegnach z dwiema J. Gość w dom,
przeproś za bałagan. Nie to, że brudne majtki po podłodze się walały, ale czuł
Justek jakiś taki mieszczański dyskomfort. Pokazał swoje mieszkanko urządzone z
przepychem meblami z dyskontu i ze śmietnika, luksusowy taras, ekstrawagancki
przedpokój, łazienkę z dizajerskimi ręcznikami, wannę, a pod wanną kota Filipa.
Wyjął go Justek na trochę, co by go pomęczyć wspólnie z gośćmi, ale ci okazali
się jeszcze bardziej przerażeni tym spotkaniem od samego sierściucha.
Bardzo
brzydkie słowo wypsnęło się z ust Justka tylko trzy razy, za każdym razem
przeprosił. W końcu jest z niego psychopedagog, a to zobowiązuje.
Na obiad podał Justek kokardki z sosem z szalotki i pomidorów oraz roszponkę. Mała czarodziejka skosztowała jedynie kokardek, dzięki czemu zostało więcej dla większych. :-)
Panie trochę poplotkowały,
po czym udały się na spacer. Justek pokazał im wypasiony plac zabaw z elegancką
toaletą oraz fontannę, odprowadził na dworzec, w międzyczasie doznając ataku
kataru tak silnego, że - cytując ciocię Stasię - sikał nosem. Ala zapytała o
katar sienny, Justek nie zaprzeczył, bowiem ciecz wylewająca się nosa, zatopiła
aparat nosowo-gardłowy, jak też zwoje mózgowe. W pięć minut wysmarkał Justek
całą paczkę chusteczek.
Pociąg
nadjechał, udał się Justek do domu, uświadamiając sobie po drodze, że przecież
nie cierpi i nigdy nie cierpiał na żadne uczulenia. Zrozumiał, że to
przeziębienie jest zwykłe (chociaż nazwa
mało adekwatna biorąc pod uwagę oszałamiające upały). Justek urodzony w
styczniu, w tęgie mrozy, ma uroczy zwyczaj przeziębiać się w największe upały,
a że zdrowy chłopak, na drugi dzień bywa już prawie zdrowy. Kiedy dotarł do
domu, rzuciwszy się w objęcia stęsknionego kota, ledwo się trzymał na nogach i
targały nim dreszcze. Położył się biedak do łóżka, zapuścił Ally McBeal i z
szydełkiem w ręku modlił się o zdrowie. Bozia miała go w swojej opiece, kiedy
jeszcze przebywał w towarzystwie koleżanek i nie wpadł na chory pomysł, by
powiedzieć, że jest chory. Przyznać się w towarzystwie matki z dzieckiem do
choroby, to jak okręcić szyję szalikiem Widzewa
Łódź i odwiedzić Żyletę Stadionu Legii Warszawa. Wybacz Alu, to nie było
celowe. To była chwilowa niepoczytalność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz