wtorek, 6 sierpnia 2013

Mała czarodziejka


Justka odwiedziły w Grodzisku Mazowieckim dwie czarodziejki. Jedna duża, druga mała. Z myślą o tej małej - i w ogóle, żeby się popisać, że go stać - Justek kupił wszystko, co maleńkie: jajeczka przepiórcze, pomidorki winogronowe, ogóreczki gruntowe, małe rzodkieweczki, roszponkę, cebulkę szalotkę, cienką bułeczkę, makaron w kształcie kokardek i malutki czosneczek, a dla siebie i dużej czarodziejki piwo jabłkowe z maleńką zawartością alkoholu. Bułeczkę podpiekł w piekarniku i zrobił małe kanapeczki, z których Mała Czarodziejka skosztowała jedynie pastereczki z przepiórczych jajeczek, dzięki czemu zostało więcej dla większych. 
Justek pokazał swoje mieszkanko, niesprzątane od tygodnia, bowiem dzień poprzedni spędził Justek na plenerze na Stegnach z dwiema J. Gość w dom, przeproś za bałagan. Nie to, że brudne majtki po podłodze się walały, ale czuł Justek jakiś taki mieszczański dyskomfort. Pokazał swoje mieszkanko urządzone z przepychem meblami z dyskontu i ze śmietnika, luksusowy taras, ekstrawagancki przedpokój, łazienkę z dizajerskimi ręcznikami, wannę, a pod wanną kota Filipa. Wyjął go Justek na trochę, co by go pomęczyć wspólnie z gośćmi, ale ci okazali się jeszcze bardziej przerażeni tym spotkaniem od samego sierściucha.

                Bardzo brzydkie słowo wypsnęło się z ust Justka tylko trzy razy, za każdym razem przeprosił. W końcu jest z niego psychopedagog, a to zobowiązuje.
Na obiad podał Justek kokardki z sosem z szalotki i pomidorów oraz roszponkę. Mała czarodziejka skosztowała jedynie kokardek, dzięki czemu zostało więcej dla większych. :-)
                Panie trochę poplotkowały, po czym udały się na spacer. Justek pokazał im wypasiony plac zabaw z elegancką toaletą oraz fontannę, odprowadził na dworzec, w międzyczasie doznając ataku kataru tak silnego, że - cytując ciocię Stasię - sikał nosem. Ala zapytała o katar sienny, Justek nie zaprzeczył, bowiem ciecz wylewająca się nosa, zatopiła aparat nosowo-gardłowy, jak też zwoje mózgowe. W pięć minut wysmarkał Justek całą paczkę chusteczek.


                Pociąg nadjechał, udał się Justek do domu, uświadamiając sobie po drodze, że przecież nie cierpi i nigdy nie cierpiał na żadne uczulenia. Zrozumiał, że to przeziębienie jest zwykłe (chociaż nazwa mało adekwatna biorąc pod uwagę oszałamiające upały). Justek urodzony w styczniu, w tęgie mrozy, ma uroczy zwyczaj przeziębiać się w największe upały, a że zdrowy chłopak, na drugi dzień bywa już prawie zdrowy. Kiedy dotarł do domu, rzuciwszy się w objęcia stęsknionego kota, ledwo się trzymał na nogach i targały nim dreszcze. Położył się biedak do łóżka, zapuścił Ally McBeal i z szydełkiem w ręku modlił się o zdrowie. Bozia miała go w swojej opiece, kiedy jeszcze przebywał w towarzystwie koleżanek i nie wpadł na chory pomysł, by powiedzieć, że jest chory. Przyznać się w towarzystwie matki z dzieckiem do choroby, to jak okręcić szyję szalikiem Widzewa  Łódź i odwiedzić Żyletę Stadionu Legii Warszawa. Wybacz Alu, to nie było celowe. To była chwilowa niepoczytalność.
               

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz