sobota, 17 sierpnia 2013

Justek umiera (prawie)



Fala upałów tradycyjnie doprowadziła Justka do gorączki. Drogi zamieniły się w strumienie wrzącego asfaltu, ziemia wyschła do cna, mężczyźni obnażyli nagie torsy, panie w środkach komunikacji miejskiej zaczęły pachy wycierać chusteczką, a Justek trząsł się jak w febrze. Z nosa mu znowu ciekło niemiłosiernie, kichał jak szalony, strach wzbudzając w kocie, ledwo na oczy widział. Aż z firmy wybiegł w środku dnia roboczego, w poszukiwaniu apteki, co by sobie kupić preparat ograniczający produkcję gila, wzbudzając u przechodniów konsternację żakietem ciepłym przy temperaturze powietrza 48 stopni w cieniu. Nie mógł Justek znaleźć apteki, krążył wśród biurowców jak oparzony, z nosa mu się lało, ledwo na nogach się trzymał, słowem koniec był bliski. Znalazł Justek aptekę, nabył pastylki, odmawiając zakupu dezodorantu w promocyjnej cenie oraz odrzuciwszy kuszącą propozycję założenia karty stałego klienta. Czego odmówił na stacji benzynowej kupując chusteczki, Justek nie pamięta, możliwe, że hot-doga. Nie wdając się w nieistotne szczegóły, Justek podejrzewa, że w obu tych przybytkach zawisła podobizna Justka z napisem: Tej pani nie obsługujemy.
                W stanie paroksymiczno-delirycznym dopełzł Justek do biura, gdzie ledwo dożył końca dnia.  Połknięta tabletka nie pomogła w czasie obiecanym w ulotce, zażył zatem Justek kolejną. Osłabiony organizm zareagował na podwójną dawkę pseudoefedryny poprawnie, zakręcając kran w nosie i wprowadzając Justka w błogi nastrój. Wesolutki pobiegł na szkolenie, które mimo, że indywidualne prawie na nic się nie zdało, ale nie o to przecież w życiu chodzi, że coś czasem nie wychodzi. Starał się Justek nie zamykać oczu zbyt często i głupkowato się nie uśmiechać (te współczesne wynalazki farmaceutyczne). Po szkoleniu natychmiast przystąpił do nowych działań, czy zrealizował jej poprawnie czy niepoprawnie, Justek nie pamięta.
                Nazajutrz Justek naćpany jak ta lala przyjechał do firmy w doskonałym nastroju. Już nie kichał, ale za to się rozkaszlał. A musicie wiedzieć, że Justek kaszle jak stary dziadyga,  zapamiętale, jakby miał płuca własne wypluć, głośno jak przepalony gruźlik. Słyszy wówczas od gawiedzi, że ma astmę, zapalenie płuc, chore oskrzela, gruźlicę ze wścieklicą, krztusiec, półpasiec, raka krtani.
                Zadzwonił do lekarza. Nie badał się od pięciu lat. Stwierdził, że nadeszła na to pora. Jak tylko przekroczył drzwi gabinetu, minęły mu wszystkie objawy i poczuł się jak ostatni symulant. Pani obejrzała gardło - czyste, osłuchała płuca - czyste, zajrzała do nosa - nic w nim nie znalazła. Dała skierowania na badania z informacją, że jak Justek chce, to może z wynikami wrócić. A tonem to powiedziała dającym do zrozumienia, że widzą się ostatni raz. Przy okazji Justek skonsultował się z nią w sprawie raka piersi, z którym zmaga się już od ponad dwóch lat, co by się dowiedzieć, że to zwykła krosta, z tych, które można u kosmetyczki wycisnąć.
                Pokrzepiony tą informacją Justek nazajutrz siknął, krew oddał i się prześwietlił. Wytłumaczył kolegom, że jest zdrów jak ryba, pani w kitlu tak powiedziała, rozkaszlawszy się tak zapamiętale, że aż opluł połowę ołpenspejsu. Że to nowotwór złośliwy, nie było wątpliwości.
                Dwa dni Justek przeżywał rychłą śmierć swoją w tragicznych okolicznościach. W wyobraźni żegnał się z kotem tak rzewnie, że aż się wzruszył i zapłakał. Wyniki jak zwykle ma wzorcowe. Wszystkiego w sam raz, odczyn moczu zasadowy, poziom złego cholesterolu poniżej normy. Przestał się Justek zastanawiać komu oddać kota na wypadek śmierci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz