Nabuzowany życiem Justek wsiadł rano w
pociąg, a ten rozkraczył się za Grodziskiem Mazowieckim. Stał tak ponad
godzinę. W dodatku elektryka padła, zatem siedział Justek w ciemności i zimnie.
Szczęście, że miał na sobie ciepłą kurtkę i kalesony.
Wyjął swojego netbuka i pisał.
Przynajmniej miał ku temu okazję. Po godzinie pociąg ruszył, ale w przeciwnym
kierunku. Znów się znalazł Justek w Grodzisku Mazowieckim, na jakimś bocznym
torze. Wysiadł, a właściwie wyskoczył z pociągu i podreptał na dworzec. Spóźnił
się do pracy półtorej godziny. W dodatku jakiś kolega postanowił spłatać
Justkowi psikusa, zaszedł go od tyłu i zagadał nad uchem. Justek podskoczył,
wylewając na siebie kawę razem z fusami, poparzył sobie rękę i poplamił jedyny
ciepły sweter, jaki posiada. Justek zareagował jak Nikodem Dyzma na bankiecie,
w chwili gdy jakaś szyszka wytrąciła mu z ręki sałatkę.
- Dzięki! - krzyknął - Dzięki!
Okazało się, że to szef Justka szefowej,
czyli szef wszystkich szefów całej sekcji. Rozbawiony incydentem zapytał, czym się tak Justek stresuje, na co
Justek prychnął, że poparzoną ręką. Poparzenie okazało się lekkiego stopnia,
zeszło po 30 sekundach, ale uraz psychiczny pozostał. Szef szefów nie zwolnił
Justka za udzieloną mu reprymendę, ale i nie awansował. Justek musiał zostać
dłużej w pracy. Justek nie lubi zimy :-(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz