Justek się rozchorował. Pierwszy raz od
czerwca. Nawet zaczął się martwić o siebie. Dziwnie jest tak w ogóle się nie
przeziębiać. W piątek 3-go wreszcie zaczął smarkać. Nawcinał się pseudoefedryny
i od razu poweselał. Nazajutrz, w sobotę obudził się o 4 rano, cały we flegmie
i już nie mógł zasnąć. Obejrzał sobie "Kiedy Harry poznał Sally" i
starał się wracać do zdrowia. W niedzielę prawie wcale nie wychodził z łóżka. W
poniedziałek planował , się z Labem u Roussi, ale postanowił zostać w domku i
się wykurować. Ale, że internet odmówił posłuszeństwa, przez co Justek nie mógł
napisać mejla informującego o nieobecności, założył nową spódniczkę, wysmarkał
się i pojechał.
U Rossi było bardzo fajnie, grali na
bębenkach i śpiewali Kolendy, M czytał swoje wiersze, K fragmenty scenariusza
filmowego, Justek pił wino. Nie obyło się bez ciekawych anegdotek i wesołych
historyjek. Justek uchylił rąbka tajemnicy odnośnie swojego projektu, chociaż
obiecał sobie trzymać buzię w ciup. Dał każdej z koleżanek po broszce. Sam
przed świętami otrzymał w prezencie rękawiczki od Rossi i fikuśnie opakowane
pierniczki upieczone przez Jo. Justek wrócił do tematu Gardzienic, w czym
poparły go Ż i Jo. K wstrzymała się od głosu, M robił miny, R był za, a nawet
przeciw, A grzecznie milczał, nieobecni nie mieli szansy wypowiedzieć się w
temacie.
Potem poszli na wieczorny spacer. Justek
dotarł do domu przed północą bardzo zadowolony. I już prawie nie smarkał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz